Dzisiaj:
Niedziela, 28 grudnia 2025 roku
Antoni, Dobrowiest, Emma, Godzisław, Teofila

W GMINIE – NA KOMISJI NIEZADOWOLENI MIESZKAŃCY ZAKRZEWSKIEGO

23 grudnia 2025 | Brak komentarzy

Pretensje zrozpaczonych mieszkańców ul. Zakrzewskiego, którzy skarżyli się na opieszałość burmistrza, problem alkoholików w gminie, na których w ramach komisji wydaje się pół mln zł, wnioski o zmniejszenie bonifikaty do wykupu mieszkań komunalnych i pytania radnych, co dalej z dąbrowską porodówką – to najważniejsze zagadnienia poruszane podczas komisji wspólnych przed kolejną sesją przypadającą przed nowym rokiem.

Tym razem na komisjach wspólnych rady miejskiej nie obeszło się bez łez zrozpaczonych mieszkańców.

Domy dąbrowian, którzy skarżyli się na opieszałość burmistrza, są – jak przekonywali – notorycznie zalewane przy każdych większych opadach deszczu.

Lecz chociaż był to jeden z bardzo ważnych i palących problemów poruszanych podczas komisji wspólnych (co ciekawe były to komisje poprzedzające nie nadzwyczajną sesje tego dnia, a sesję zwyczajną, która odbędzie się po świętach, tuż przed nowym rokiem) i na obrady nieemitowane na żywo przybyli zainteresowani mieszkańcy, to jednak spotkanie zdominowały również inne tematy.

To była rozmowa na temat drogi, która ma 60 metrów, która była obiecana od wielu lat i droga powinna być zrobiona z odwodnieniem, ponieważ posesje tam znajdujące się były zalewane. W tej chwili po utwardzeniu asfaltu jeszcze nie zebrano gruzu, który był tam wysypany, dlatego droga jest podniesiona jeszcze bardziej i na przykład posesja państwa obok będzie za każdym razem zalewana – mówiła jedna ze zrozpaczonych mieszkanek, poproszona przez nas o odniesienie się do burzliwej dyskusji, która wywiązała się na obradach komisji.

– Różnica jest 2,5% na trzech metrach. Tak cały czas nas zalewało, a teraz podnieśli jeszcze bardziej i jeszcze bardziej nas będzie zalewało – mówiła inna płacząc.

Mieszkańcy wyszli z sali zdruzgotani i raczej bez nadziei na rozwiązanie ich problemu.

O odniesienie się do sytuacji poprosiliśmy burmistrza, Krzysztofa Kaczmarskiego, który obiecał, że przyjedzie na ul. Zakrzewskiego i sam sprawdzi, co się tam dzieje.

Jeszcze się w życiu nie zdarzyło tak, żeby chcieli drogę rozbierać. Droga została wykonana w ramach wykonywania sięgaczy do dróg głównych. Uwarunkowania terenu musiały zostać wzięte pod uwagę, to znaczy z jednej strony jest poziom jezdni, a z drugiej strony są domostwa, które powstawały na przestrzeni wielu lat. Więc poziom ulicy musi zostać dostosowany do tych warunków, które tam zaistniały. Nie damy radni dzisiaj zmieniać ani wysokości usadowienia domów, które nie zawsze się sadowią tak, że biorą pod uwagę sąsiedztwo i również jezdnię, więc dostosowaliśmy się do tych warunków, a dzisiaj w ramach tych zgłaszanych wniosków będziemy oczywiście chcieli wykonać odwodnienie, czy zabezpieczyć mieszkańców przed napływem wody, jeśli się taka pojawi, bo też obserwuję często tak, że ta obawa przed spływem wód jest, a w rzeczywistości te wody na nieutwardzonych poboczach zanikają w poboczu. Też mamy tam do wykonania kanalizację i wodociąg, bo takie sygnały były w dalszej części jezdni i na dzisiaj nie wykonywaliśmy tych poboczy z uwagi na to, że później byśmy musieli to rujnować. Natomiast odwodnienie, jeśli ta potrzeba się pojawi, a pewnie się pojawi, bo mieszkańcy swój teren monitorują, będziemy pomagać je wykonywać – zadeklarował burmistrz.

W punkcie dotyczącym budżetu na 2026 r. radni w większości przypadków dopytywali o możliwość realizacji rozmaitych inwestycji (drogi, kanalizacji, budowy CKS-u w sołectwie itp.). Bardziej szczegółowo dopytywał jak zwykle Dariusz Lizak, którego interesowały wydatki dot. poszczególnych pozycji budżetowych i m.in. działalność Komisji ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. To zresztą bardzo dobre pytanie w perspektywie wciąż rosnącego grona klientów tejże komisji. Kto może się tam zgłosić, lub kto kogo może na tę komisję podać i jak to się odbywa.

Jestem drugą kadencję radnym i nigdy się w to nie zagłębiałem – Komisję alkoholową. Tutaj mamy na Komisję alkoholową prawie 500 tysięcy zł. Na tę komisję, nie ukrywam, chodzi też dwóch moich kolegów, których wzywacie. Dąbrowa jest jaka jest, wszyscy się znamy – mówił Dariusz Lizak.

Takich kolegów dobierasz? – wtrącił się Tadeusz Gubernat, co zostało skwitowane śmiechem sali.

Pytanie brzmi: – kontynuował Lizak – 500 tysięcy zł jest na tę komisję. Jaka jest idea tego? To jest w ustawie, że to musi być w samorządzie.

Jest sytuacja naprawdę patowa. Ta komisja to rzeczywiście jest komisja, która pochłania te pieniądze, bo są biegli, psychologowie. I ci wzywani są kierowani na to posiedzenie. Mało z tego – kierujemy do sądu, bo samo skierowanie na komisję nie wnosi nic, są owszem przypadki, gdzie ludzie się zbierają i idzie dobrze, ale większość niestety powraca do alkoholu. Jest leczenie otwarte, tak zazwyczaj sąd kieruje na leczenie otwarte. Wracając z Tarnowa po leczeniu już po drodze piją. Jeżeli my wnioskujemy ponownie, żeby sąd przyznał leczenie zamknięte, a takie ma tylko sens, to po prostu nie jest osiągalne. Jeżeli kieruje się do sądu, żeby przynajmniej takie skrajne przypadki były kierowane na zamknięte leczenie, ma to sens. 6 – 8 tygodni, jest to jakiś sens. Są przypadki i takie były, gdzie ci pacjenci jeszcze później w Tarnowie dokańczali jak gdyby to leczenie. Niestety sąd – możecie Państwo przepatrzyć nasze wszystkie papiery, bo bardzo to trzymamy i pilnujemy – i do czego dochodzi, że zwracamy się ponownie do sądu – oczywiście za każdą taką procedurę płaci się ciężkie pieniądze – i sąd ponownie twierdzi, że nie wymaga leczenia zamkniętego. I to są pieniądze, które naprawdę, tak szczerze, wyrzucamy w błoto, bo oni jeżeli nie będą pod „pręgierzem” w ośmiotygodniowym, zamkniętym leczeniu, to nie ma to najmniejszego sensu. Tak to jest i to są nasze pieniądze – mówiła radna Bernadetta Mrówka, przewodnicząca Komisji ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w gminie Dąbrowa Tarnowska. Niestety radni i prowadzący obrady przerywali wypowiedź Bernadetty Mrówki.
Jeżeli ktoś mówi, to Ty musisz się włączać? – zwrócił uwagę Jerzemu Żelawskiemu Tadeusz Gubernat.

Ja tylko chciałem zapytać. Ja tego nie wiem. Dwóch kolegów tam przychodzi do Was. Jeden do mnie zadzwonił z prośbą, żeby mu pomóc. Ja nie neguję idei, sensu istnienia tej komisji, tylko zapytałem – kontynuował pytania radny Dariusz Lizak.

Do sprawy komisji i skali alkoholizmu w gminie radni wrócili jeszcze przy opiniowaniu uchwały „w sprawie przyjęcia gminnego programu profilaktyki i rozwiązywania problemów alkoholowych oraz przeciwdziałania narkomanii na rok 2026”.

Aleksandra Prażuch zapytała przewodniczącą, czy jest dużo osób zgłoszonych bądź zgłaszających się do komisji.

Bardzo dużo, proszę Państwa i ciągle nam przybywa. Jest przerażająca sytuacja, że nie ma komisji, żeby nie przybywało ludzi – odpowiedziała Bernadetta Mrówka.

Kto kieruje – padały ze strony radnych dalsze pytania.

Może kierować rodzina, może kierować Policja. Rodzina ma takie prawo i jej przysługuje, piszą też pracownicy MOPS – u. Nie ma takiej opcji, że my nagle z ulicy łapiemy takiego człowieka. My piszemy do Policji, do MOPS – u, do dzielnicowego. Jeżeli to dotyczy dzieci, to też do dyrektorów szkoły, prowadzimy rozmowy. Zgłoszenie nie jest jednoznaczne z podjęciem całej procedury. A jeżeli już taka rusza, to już później nie ma takiego momentu, żebyśmy mogli odwołać, nie powoływać już takiego człowieka do nas, żebyśmy mogli zamknąć te teczki. Zamyka się sporadycznie, ale to na bazie konsultacji z sądem i to jest bardzo długa procedura – tłumaczyła przewodnicząca.

Jeżeli mogę… Akurat mam zezwolenie na handel alkoholami, mam wiedzę na ten temat. To jest „pranie brudnej wody”, bo jeżeli delikwent nie chce zrezygnować z tego picia, to nic go nie przekona, ani nie zmusi. Znam takich, co pięć razy byli na odwyku, albo więcej nawet. Znam takich, co wczoraj przyszli. A wina jest…? No sklepów jest wina. Bo jakbym ja, powiedzmy, powiedział do rodziców: „Weź mu zablokuj pieniądze” – „Ja nie dam rady zablokować”. No to ja mu dam radę nie sprzedać??? I to jest takie wałkowanie – mówił Andrzej Pabian, który również zna ten temat.

To jest takie błędne koło. Przybywa punktów sprzedaży, bo przybywa, więc automatycznie tak: tutaj dajemy pieniążki na komisję, aczkolwiek zrobimy znowu pozwolenia na punkty sprzedaży alkoholu i tak jak kolega mówił. Nie ma takiej opcji. Jeżeli ktoś nie zechce sam, pomimo że są tacy, którzy przychodzą z wszywkami, to nie jest takie proste – dopowiedziała Bernadetta Mrówka.

Proszę Państwa mamy bardzo dobrze i tu jest problem. Bo gdyby było troszeczkę gorzej, to by się nie sprzedawało „małpek” tyle co bułek rano do pracy – mówił Andrzej Pabian.

Takie pytanie: nie warto może rozważyć – ja wiem, że to nie będzie popularna decyzja – gmina może prohibicję wprowadzić – zaproponował Dariusz Lizak (niektórzy radni jednak zgłaszali swoje zastrzeżenia wobec tego pomysłu) – Ale można się zastanowić. Od 23 do 6 rano zakaz, skoro jest tak ogromny problem. Ja się nie wypowiadam, o której, bo ja nie jestem specjalistą.

Aleksandra Prażuch zapytała przewodniczącą o skalę problemu alkoholowego i ewentualnie zażywania narkotyków w Dąbrowie.

Mamy kontakt z Policją i mamy kontakt z tym działem, który się zajmuje stricte narkotykami. Niestety co chwileczka się odkrywa nowe źródła. W Dąbrowie też niedawno była interwencja. Przywieźli młodego człowieka, 17 lat, na Izbę Przyjęć do zatrzymania; dilera. Nie ma dyżuru – i to już pytam koleżanek nawet, nie tylko, że ja czy u mnie na dyżurach tak jest – noc w noc do szpitala trafiają osoby pijane i to bardzo. Policja przywozi, albo karetka przywożą pijanego, posikanego, ubrudzonego. Nie ma dyżuru, możecie to sprawdzić. Zrobiłyśmy nawet taką statystykę, że tylko w jedną noc, bo był tylko jeden, ale tak to zazwyczaj mamy taką salę „ViPowską” (dwie osoby tam możemy umieścić) i tam umieszczamy, bo jak są pacjenci, którzy przyjdą i chcą się leczyć, to, żeby taki jeden wyzywający i zaczepiający nie przeszkadzał, to bierzemy go na salę i na tej sali „ViPów” właśnie przebywają. Rano, jakbyście chcieli wejść, jak wchodzi pani salowa, to pierwsze co, to otwiera drzwi takie duże na zewnątrz i oczywiście wietrzenie. Tak niestety jest dużo pijanych. I to jest przerażenie, że tak młodzi ludzie, typu 17 lat, „bawią się” już w dilerkę. Jeszcze tu mówisz o dopalaczach – radna zwróciła się do Aleksandry Prażuch – była ostatnio dziewczynka, 16 lat, rozwaliła szafę z lekami, zrobiła taką rozróbę na dziecięcym. Na Izbie Przyjęć ją ratownicy trzymali. Była przyjęta na oddział dziecięcy. Na oddziale dziecięcym trzeba było aż Policję wzywać, nie szło ją utrzymać, tak była po dopalaczach, dziewczynka 16 lat. No widzicie sami jaki jest problem. Jest ogromny problem – mówiła Bernadetta Mrówka, która wspomniała również najmłodszego pacjenta, 11-latka, który trafił całkowicie pijany na Izbę Przyjęć w Dąbrowie.

W toku kolejnych pytań o inne inwestycje, które znalazły się w budżecie gminy na kolejny rok (m.in. przedszkole w Smęgorzowie) wypłynęła perspektywa demograficzna: czy opłaca się budować kolejne placówki, skoro – przy tak dużej zapaści demograficznej – być może nie będzie komu do nich uczęszczać, a trzeba je będzie utrzymywać. Ponadto coraz częściej na pierwsze miejsce będą się wysuwać potrzeby seniorów, coraz bardziej widoczne w starzejącym się społeczeństwie. Stąd pytanie Dariusza Lizaka o poniedziałkowe spotkanie samorządowców w kontekście dalszych losów dąbrowskiej ginekologii – położnictwa. Tym bardziej, że burmistrz Dąbrowy Tarnowskiej był zaproszony i wziął udział w spotkaniu „ostatniej szansy” zorganizowanym dla ratowania dąbrowskiego oddziału.

To chyba dla wszystkich będzie żywy temat. Było to spotkanie samorządowców. Możemy coś więcej usłyszeć?

Nie jestem upoważniony do jakichś bardziej szczegółowych wypowiedzi w tej sprawie. Tak się rozeszliśmy, że będzie jeden komunikat od pana starosty. Ja sobie zapisałem dwie strony materiału, z którym się zwracałem, o którym mówiłem. Trudna jest dziś sytuacja, bo ten świadczeniodawca (Centrum Zdrowia Tuchów – red.) odszedł 12 grudnia. Trudne były rozmowy, nie znamy ich szczegółów. W ciągu roku, bo się nie dogadali. Pytaliśmy, czy coś w tym czasie, kiedy już było wiadomo, że odchodzą się działo. Dyrektor mówi, że nie może podmiotu ze szpitala, który ma kontrakt z Narodowym Funduszem wyeksmitować, bo oni mówią, że odejdą. Musieli być do ostatniego dnia. Dzisiaj od końca roku te usługi nie są świadczone. Są osoby, które leżą w szpitalu i to też będzie jakiś problem. Rozeszliśmy się z tym, że dyrektor ogłosił 13 grudnia – nie ogłosił, a zwrócił się do Narodowego Funduszu o ogłoszenie – konkursu na tę część kontraktu, która była do tej pory, którą miał Tuchów. Jeśli Narodowy Fundusz ogłosi ten konkurs – a jeszcze była pani z Tuchowa ze szpitala i swoje tam przytaczała opinie, jak ona sobie z tym wszystkim radziła, bo starosta poinformował różne osoby z samorządu i ze szpitali sąsiednich i ona mówiła, że jak byli w takiej sytuacji kryzysowej w 2015 r., to udało im się przepisać kontrakt na szpital, czyli nie było ogłoszenia konkursu na kontrakt ginekologiczno – położniczy, tylko Narodowy Fundusz przepisał. Gdyby to się udało, to myślę, że wola samorządowców, którzy byli na tym spotkaniu była i jest, żeby sprawie pomóc, natomiast ja mówiłem staroście o tym, że musi się Zarząd powiatu wypowiedzieć w tej kwestii, bo dla szpitala organem jest starosta, a nie burmistrz, wójt czy prezydent. Więc jak oni jakąś decyzję sobie podejmą, to możemy my mówić o jakiejś pomocy, bo pamiętacie, że była historia, że zawieraliśmy porozumienie na rezonans czy na różne rzeczy dopłacaliśmy. Możliwości są oczywiście nie na bieżące ponoszenie kosztów, tylko np. na organizowanie tego miejsca, bo przecież dzisiaj Tuchów nie zabierze sobie tego wszystkiego, nie powywozi, bo nawet nie ma takiej często możliwości, to w pewnym sensie ta gotowość jest. Ale dyrektor cały czas wspominał, że kosztuje to 12 mln zł rocznie, a kontrakt jest 7 mln zł z groszami. Nie wiem, czy w nowym wymiarze, gdyby tak się wydarzyło, że będzie chęć organizowania tego oddziału dalej to musi kosztować też 12 mln z, czy ten zakres taki musi być? Fakt jest faktem, że Busko zlikwidowało, Proszowice zlikwidowały, Pińczów likwiduje, Staszów zlikwidował, Krynica. Ale jak zauważcie, wokół Dąbrowy się polikwidowało dużo miejsc, a rodzi się połowa, to ktoś tę drugą połowę musi do siebie wziąć i kto przetrzyma i zaryzykuje – załóżmy – rok czy dwa myślenia o tym, to może przeżyć i dobrze żyć. Albo się poddajemy, albo walczymy. Nie wiemy, jakie wyniki miał Tuchów, bo oni tego nie powiedzą, ale pewnie z dnia na dzień się im to też nie wydarzyło. Generalnie niedofinansowanie jest gdzieś na poziomie 30.% tych usług ginekologiczno – położniczych, ale to przecież pamiętamy też, że były te perturbacje, bo ja pamiętam, jak byłem starostą, że szpital to przeżył. Dzisiaj szpital funkcjonuje. Nie należy się tak poddawać z tym wszystkim, bo też jak ustawimy szpital tylko w kierunku usługi, że będzie wynajmował powierzchnię, to wydaje mi się, że jest to krótkowzroczne, bo fajnie jest wynająć i nie ma wiele z tym pracy, tylko ten najemca może zrobić tak samo jak ten Tuchów – składa wniosek, wypowiada i wychodzi. Natomiast jak mamy swoją działalność, to my ją doglądamy, my jesteśmy za nią bardziej odpowiedzialni. Tak czy inaczej od pierwszego się to wszystko pozmieniało. Szkoda, bo załoga się rozeszła, poszli gdzieś tam pracować i zanim się to uda odtworzyć, to potrzeba czasu. Nawet ten kontrakt, jakby trzeba było zawrzeć, to oddział krakowski powiedział, że do trzech miesięcy, kiedy powie, czy ogłosi konkurs czy nie – mówił Krzysztof Kaczmarski o poniedziałkowym spotkaniu w sprawie ginekologii – położnictwa.

W wolnych wnioskach Tadeusz Gubernat zawnioskował, żeby gmina skończyła z 55-procentowymi bonifikatami do zakupu mieszkań.

Najwyższy czas, żebyśmy skończyli z tymi bonifikatami na sprzedaż mieszkań 55%. Niby w sejmie coś na ten temat mówią, ale to na pewno tak szybko nie wejdzie. Dzisiaj, jak tak popatrzymy, to chyba siedemdziesięciolatkowie wykupują te mieszkania, gdzie bardziej siedemdziesięciolatkowi „na górce” potrzebne, a nie w bloku. Wykupują ich dzieci, bo warto kupić, bo za pięć lat dziadek umrze, mieszkanie sprzeda, zarobi na nim drugie tyle, dwa razy tyle. Więc, proszę Państwa, jestem za tym, aby bonifikata wynosiła 10%. Zastanówmy się nad tym, bo to jest naprawdę coś nie w porządku. W tej chwili 20 rodzin czeka na mieszkania, a my tak o, lekką ręką sprzedajemy, bo ktoś tam mieszka dwadzieścia czy trzydzieści lat. Przecież to mieszkanie na Westerplatte, to tam osoba mieszkała od 78 r., to ile ta osoba ma lat? Więcej ode mnie. To jej mieszkanie jest potrzebne, tak jak już powiedziałem, „na górce”. Przestańmy rozdawać, bo to nie są kamienice w Warszawie, które są zaniedbane i tam trzeba wkładać wielkie pieniądze w remonty, bez ogrzewania. To są mieszkania w przyzwoitym stanie, gdzie można wprowadzić rodzinę. Jeżeli nawet mieszkanie wymaga remontu, to te 20 tys zł na ten remont gminę stać, a jeżeli nie, można coś zastosować innego, bo można zaproponować rodzinie, wycenę zrobić. Remont kosztuje tego mieszkania np. 30 tys zł. Czynsz jest 300 zł, więc 10 lat nie płacisz czynszu i ktoś pójdzie na to. Ja strzelam w tej chwili kwotami, tylko żeby mieć jakie takie wyobrażenie. Czy nie należałoby w tym kierunku iść, żeby tych ludzi biedniejszych, którzy czekają na mieszkania, żeby im można było dać mieszkanie? Bo to, co my dajemy ten upust 55%, to jest naprawdę karygodne. Zastanówmy się nad tym – mówił Tadeusz Gubernat.

– Mówiłem ze dwa razy w ciągu ostatnich trzech lat, żeby po prostu ogłosić, że pół roku czy ileś zostawiamy tę bonifikatę, a potem że zmniejszamy – mówił Jacek Świątek.

Było głoszone już. Była większa bonifikata, żeby się ludzie zdecydowali i ja powiem, Kraków stosuje bonifikatę 97 %. Tam są zasoby stare, to co Tadeusz mówił. U nas jest tak, że te mieszkania dla nas są kosztem dużym. Jakbyście popatrzyli dzisiaj jakieś 150 tys zł jest zaległości. Część jest nieściągalne. Mamy takie rodziny dwie, co mają po 15 tys zł długu. To jest decyzja rady. To, że jest 55%, to tak dajemy propozycję – mówił Stanisław Ryczek.

W toku dyskusji zawiązały się dwa „obozy” radnych. Jedni optowali za natychmiastowym wycofaniem 55-procentowej bonifikaty, drudzy zaś za trzema miesiącami czasu „ochronnego” poprzedzonego informowaniem społeczeństwa. Faktem jest jednak, o czym przypominali Gubernat i Lizak, że kilka sesji wstecz taka uchwała miała być przegłosowana, a radni wnioskowali o informowanie opinii publicznej na ten temat.

Już była szansa, koniec, kropka. Od podjęcia wchodzi i koniec, kropka. Jak zaczniemy tak dawać, dawać to nic z tego nie będzie – mówił Tadeusz Gubernat – Informować ludzi w tej kwestii nie ma potrzeby.

Ci ludzie co wykupują, to bardziej tak wykupują na cele spekulacyjne, bo prawo póki co jest takie: mieszka ojciec z matką, umrze, to prawo najmu mają ci, co mieszkają z nim na stałe, czyli dalej przechodzi i trzecie pokolenie już bierze te mieszkania. I tak: jedni nie płacą, bo nie płacą. Jak nie ma z kogo ściągnąć, to wisi, idzie do sądu, eksmisja jest trudnym przypadkiem, bo są ograniczenia. Ci, co wykupują, wiadomo, że na cele spekulacyjne. W sejmie jest złożony wniosek, ale się nie spieszą – tłumaczył Stanisław Ryczek.

Nie spieszą się i jeżeli wejdzie, to w 2027 r. dopiero. Tak że jest to bardzo daleko w sejmie, więc wyjdźmy tu naprzeciw, podejmijmy za tydzień uchwałę. Z dniem podjęcia uchwały, koniec, kropka. Już to było tyle razy mówione. Sami spekulanci to wykupują i nikt inny. A my nie mamy mieszkań, ludzie czekają na mieszkania, może niejedna rodzina jest naprawdę w potrzebie, są dzieci, a tu jest jedna osoba na Zazamczu i wykupuje – przekonywał dalej Gubernat.

– Tak że proponuję, żeby na przyszłą sesję weszła uchwała, 10% zostawmy, żeby nie było, że nic nie dajemy i uchwała wchodzi z dniem podjęcia – wnioskował Tadeusz Gubernat.

– Ze sto mieszkań jest niewykupionych, wszystkich było ponad 300, 350 komunalnych, ze sto, coś koło stu, jest niewykupionych – wyjaśniał Stanisław Ryczek.

Radnym wydawało się, że dzięki zmniejszeniu upustu na mieszkania, co spowodowałoby mniejsze zainteresowanie wykupem tychże, równocześnie zaczęłaby się zmniejszać sukcesywnie kolejka osób oczekujących na mieszkanie komunalne. Stanisław Ryczek jednak wyprowadził ich z błędu, gdyż niewykupienie lokalu nie wiąże się w żaden sposób z jego zwolnieniem.

Mieszkania nikt nie oddaje. Wiecie, kto oddaje mieszkania? Jak jest samotna osoba i idzie do DPS – u (odebraliśmy takie mieszkanie od pana z „Trójki”), a tak to robią tak, że dzieci później mieszkają – mówił wiceburmistrz.

Ja zgłębiłem temat, może burmistrz nie mówił o tym, że teraz, jak ruszył ten SIM to się tak posypały wnioski, że mamy wypełnienie tego bloku, który się buduje i chyba koło 15 nowych wniosków. SIM jest taką wygodną formą, bo wchodzi się do mieszkania, jest wszystko – lampy założyć i meble. Nawet dopuszczają, że można sobie wybrać trzy rodzaje płytek i trzy rodzaje paneli, jak wykańczają. Wszystko jest. I pewny jest na trzydzieści lat najem. Ten czynsz jest na tę chwilę do tej spłaty w wysokości 21 zł. Tyle płaci osoba najmująca i w tym jest koszt wspólnego utrzymania, zarządzania; do tego dochodzą media. I strasznie się cieszą. Cieszą się np. w Miechowie – Miechów bardzo porównywalny do Dąbrowy. Budują już drugi blok – dokończył Stanisław Ryczek, który zauważył, że wiele rodzin nie czeka już na mieszkanie komunalne, jak miało to miejsce przedtem, ale stara się o lokal w ramach SIM.

Nie zmienia to jednak faktu, że dalej dla ok. 20 rodzin w gminie jedyną szansą są lokale komunalne, których praktycznie nikt się nie pozbywa, nawet jeżeli od razu nie wykupuje, gdyż w grę wchodzi „dziedziczenie”. Praktycznie jedynym wyjściem z tej patowej sytuacji byłaby budowa nowych lokali komunalnych.

us

fot. archiwum e-Kuriera Dąbrowskiego


Skomentuj (komentując akceptujesz regulamin)