Dzisiaj:
Wtorek, 23 kwietnia 2024 roku
Gerarda, Gerharda, Heleny, Jerzego, Wojciecha

W gminie: absolutorium w cieniu burzliwej sesji

7 czerwca 2016 | komentarzy 8

Burzliwa i niekończąca się dyskusja nt. likwidacji GZGK i przekształcenia MPEC – u z dodaniem  zadań rozwiązywanego zakładu budżetowego; kwestionowanie podejmowania niektórych uchwał w związku z brakiem opinii Rady Społecznej i poszukiwanie „zaginionego” sprostowania.

Te tematy zdominowały tym razem sesje rady miejskiej i odsunęły w cień najważniejszą kwestie – absolutorium dla burmistrza. Dzień, w którym – oklaskiwany gromkimi brawami – miał triumfować Krzysztof Kaczmarski, okazał się raczej połowicznym zwycięstwem, przyćmionym oznakami zapowiedzi utrudnień ze strony co bardziej dociekliwych radnych.

Pierwsze punkty porządku obrad przeszły szybko i bez dyskusji (całość obradowano wcześniej na komisjach). Tak łatwo nie poszło jednak ze sprawozdaniem finansowym dąbrowskiego SGZOZ – u, i nie chodziło bynajmniej o samą zasadność tegoż, lecz problemy proceduralne. Niezrzeszony radny Stanisław Ostrowski wyraził wątpliwość co do zasadności głosowań nad tym punktem, podpierając się statutem Samodzielnego Gminnego Zakładu Opieki Zdrowotnej i rozporządzeniem ministra zdrowia.

Ale zanim do tego doszło, jeszcze przed przegłosowaniem porządku obrad, radni opozycyjni zgłaszali swoje wątpliwości co do – popieranego przez koalicję – przekształcenia MPEC – u. A ściślej rzecz ujmując: likwidacji zakładu budżetowego GZGK i poszerzenia o pewne jego obowiązki zakresu działania Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej (spółki zoo z siedzibą w Dąbrowie i stuprocentowym udziałem gminy).

Co prawda problem z GZGK „wisiał” nad gminą jak topór od wielu lat, ale nie do końca jest prawdą, że nie zajmowano się nim wcześniej (vide: http://www.kurierdabrowski.pl/co-dalej-z-gzgk-radni-nie-wiedza). Wtedy jednak z taką gorliwością nie zabrano się za szukanie rozwiązań, mimo iż było krótko po ośmieszającej gminę, a zwłaszcza wszystkich radnych – od lewa do prawa – sprawy ze stanowiskiem kierownika zlikwidowanego wysypiska śmieci. Teraz sprawa wraca, co przy okazji obnaża bezradność nowego składu rady wobec jednej radnej. Rada decyduje w pośpiechu, co z tym fantem dalej robić.

GZGK i MPEC – za późno czy za wcześnie podejmować decyzję: czy radni wybrali najlepsze wyjście?

Opozycja, podobnie jak na komisjach, zgłaszała zastrzeżenia zwł. co do dwóch uchwał w 8. punkcie (podpunkt 5, 6) porządku obrad, dotyczących: 5) „likwidacji zakładu budżetowego – Gminny Zakład Gospodarki Komunalnej w Dąbrowie Tarnowskiej”, 6) „poszerzenia zakresu działania Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Dąbrowie Tarnowskiej”.

Głos w tej sprawie zabierali najczęściej: były przewodniczący Władysław Knutelski oraz Jacek Świątek; podobnie jak to było na komisji w zeszłej kadencji – padały zresztą podobne zastrzeżenia i analogiczne argumenty.

 – Na dzisiaj to, co się ma wydarzyć, zabezpiecza potrzeby. Nowa spółka nie musi się nazywać MPEC. Jeżeli pod względem prawnym jest w porządku – a rozumiem, że tak jest – to nazwa nie gra roli. Chcemy wykorzystać ten twór prawny, który się nazywa MPEC. Chcemy nie tworzyć nowego organizmu (bo to się wiąże z kosztami), tylko wykorzystać to, co jest. – mówił Krzysztof Kaczmarski.

– Jest kilka wyjść: przekształcić Zakład w spółkę; wtedy będą dwie spółki, ale to jest wyjście kosztowne. Można wcielić jednostkę w urząd, jak z Referatem Sportu, albo zdecydować się na przyłączenie Zakładu do istniejącej spółki – wtedy będzie najlepiej i najtaniej; bez zbędnych kosztów dodatkowych. Dotyczy to też spraw kadrowych. To wyjście najkorzystniejsze również organizacyjnie – tłumaczyła radca prawny gminy Zofia Wójcik.

 – Włączymy abortem majątek do spółki. Ale co z pracownikami? Nie da się ich tak przejąć. Lepiej, żeby gmina doprowadziła do likwidacji spółki. Dołączyć kotłownię na os. Kościuszki. Uchwałę o likwidacji Zakładu możemy podjąć. Apeluję jednak o miesiąc czasu, aby przemyśleć, co lepiej zrobić. Bo może się to okazać gorsze i droższe wyjście. – apelował Jacek Świątek.

– Nie będzie to traktowane jako zakończenie, ale jak ciągłość stażu pracy. Natomiast część pracowników może nie przyjąć nowych warunków pracy – zwróciła uwagę Zofia Wójcik.

Również przy okazji samych głosowań nad uchwałami (po tym, jak na początku sesji nie udało się przegłosować wniosku opozycji o usunięcie tych punktów z porządku obrad) radni zabrali głos w sprawie GZGK i MPEC. Dyskusja była burzliwa, a argumenty analogiczne do tych, które już padały podczas jednej z komisji, niedługo przed wyborami samorządowymi (link do artykułu – wyżej).

Jacek Świątek apelował, by rada dała sobie jeszcze trochę czasu na zastanowienie w sprawie MPEC – u.

– Pochylmy się nad tym punktem. Nie głosujmy tak „z marszu”. Kotłownia na Westerplatte będzie wygaszona. Zostaje: albo pracowników zwolnić, albo przejąć. Jak zwolnić, to opłacić odprawy, a potem przyjąć kogoś innego do pracy. Gmina na tym straci. My się jeszcze nad tym zastanówmy; mamy jeszcze czas. Albo przekształcić MPEC i pozbawić spółkę „garbu” w postaci majątku kotłowni, odprowadzać podatek. Dlatego prosiłem o rozwagę i zastanowienie – apelował Jacek Świątek. – Dajmy sobie czas; przemyślmy to! Wycena majątku gminy również będzie kosztować. Dajmy sobie czas na zastanowienie chociaż te 2 – 3 tygodnie!

Józefa Taraska zareagowała sprzeciwem na apel Jacka Świątka o dodatkowy czas na przemyślenie tych uchwał:

– I Pan, Panie radny, mówi, że jeszcze jest czas??! Już było dużo czasu, to co robiliście? – pytała Józefa Taraska, która również była radną poprzedniej kadencji i kierownikiem na wygaszanym wysypisku. – Wiadomo, że tam w administracji jest cztery osoby zbędne. A konserwator został zwolniony w czasie ochronnym. Jest to bardzo przykre.

 – Ja to tak widzę: tamta uchwała jest przyjęta; dziś chcemy poszerzyć działanie spółki MPEC. Pan prezes Dudek musi mieć narzędzia do przygotowania się do tej zmiany. MPEC musi być przygotowany z tą infrastrukturą do 1 września. Te trzy miesiące to niewiele czasu na przygotowanie tego, co nas czeka – burmistrz apelował, aby jednak przyjęto uchwały.

 – Jeżeli będą straty, to koszt energii cieplnej wzrośnie. Kto to pokryje??? Nie mamy nic. Na razie jesteśmy w powijakach. Nie mamy pewności, czy nie będzie strat – dowodził Władysław Knutelski.

 – Będzie problem pracowników, którzy stracą podstawowe miejsca pracy. Wycena jednego majątku, drugiego majątku; być może odprawy (nie wiadomo, czy pracownicy przyjmą nowe warunki zatrudnienia)… To też będą koszty ponoszone przez gminę. Mam duże wątpliwości… – mówił Jacek Świątek.

 – Nie chcę być adwokatem Pana prezesa Andrzeja Dudka. Panie prezesie, ja bym bardzo prosił, żeby się Pan wypowiedział o tych kwestiach. Na pewno Pan w tej kwestii rozmawiał już z burmistrzem i wiceburmistrzem. Mnie to też zabolało. Ma Pan wynik pozytywny na „in plus”, że Pan tłoczył ciepło przy 12 – 14 stopniach. Jest coś takiego, jak renegocjacje umowy. Działanie w tek kwestii leży w gestii prezesa. Bardzo bym prosił o ocenę od strony prawnej – włączył się do dyskusji Stanisław Ostrowski.

 – W tej chwili pewne kroki zostały podjęte. W latach 90. gmina wykonała dwie kotłownie. Myśmy to dostali jako aport. Według prognoz z ministerstwa od momentu modernizacji w ciągu pięciu lat ceny ciepła i gazu miały się wyrównać. Niestety – tak się stało, jak się stało. Gaz podrożał i to znacznie. To jest powód tego, że to ciepło w Dąbrowie podrożało. W tej chwili, gdy doszło do tego, do czego doszło, zastanawialiśmy się, co z tym zrobić. Płacimy tylko podatek od kotłowni na Westerplatte. Przy gwałtownym skoku temperatury ja nie jestem w stanie w godzinę wychłodzić wody. Ja podlegam, jako spółka, Kodeksowi Spółek Handlowych. 100 % udziału w spółce ma gmina. W każdej chwili można zmienić Zarząd spółki, nazwę spółki…Ja nie jestem przyspawany do fotela. W każdej chwili można to zmienić. Na dobre trzeba zrobić wycenę, bilans zamknięcia, a potem powołanie spółki. Teraz gmina będzie musiała ponieść te koszty. Mienie Zakładu przejmiemy na zasadzie aportu. Na pewno te koszty nowe, to kwestia wpisu do KRS – u, koszty sporządzenia aktu notarialnego. W całości będzie musiała je ponieść gmina. – tłumaczył prezes MPEC Andrzej Dudek.

 – Wszyscy pracownicy stają się automatycznie pracownikami urzędu miejskiego, ale w jakim kształcie to będzie, nikt nie jest tego w stanie powiedzieć. My nie po to likwidujemy spółkę, by przenieść ten cały „bagaż” spółki w inne miejsce. Uważam, że jak damy tą drugą uchwałą czas prezesowi, to da się to przeprowadzić. Jeżeli nie damy Panu prezesowi tego „narzędzia” dzisiaj, to nie będzie miał czasu się przygotować. Tak, jak prezes powiedział – dzisiaj MPEC jest jednoosobową spółką skarbu gminy. Ta spółka skarbu gminy jest majątkiem gminnym. Kształt spółki możemy dyskutować, bo my tego do końca jeszcze nie przemyśleliśmy. Chcemy rozszerzyć działalność, robić jak najwięcej, a nie rozdawać pieniądze. To powinno uzdrowić funkcjonowanie spółki i zlikwidować problemy z GZGK. W Lisiej Górze jest podobnie (…). – wyjaśniał burmistrz.

 – Wójt Stanisław Wolak ma zarzuty z tego powodu, że zgłosił przetarg. Podzielił zadanie na dwa. Zlecił Zakładowi Breń. Bez podstawy prawnej podzielił to zadanie i teraz ma zarzuty. Czy nie lepiej powołać spółkę na bazie gminnego zakładu, a potem się zastanawiać, co robić dalej? A nie łatwiej by tak było? – dociekał Jacek Świątek.

My tylko tworzymy nowy twór przez rozszerzenie jego działalności – doprecyzował burmistrz.

 – Na wniosek Pana prezesa możemy przejąć pracowników bez odpraw i nie ponosić dodatkowych kosztów – wyjaśniała kwestię, od strony prawnej, mecenas Zofia Wójcik.

 – Przypuśćmy, że zostaje MPEC i zostaje tylko os. Kościuszki – nie ma klientów. Przecież wtedy MPEC nie „przeżyje” – próbował przekonywać burmistrz, rozpatrując inne wyjścia z trudnej sytuacji.

Do dyskusji włączył się również, ponownie, Władysław Knutelski.

Bogusława Serwicka, widząc, że rada nie wypracuje w tej sprawie żadnego konsensusu, złożyła wniosek o zakończenie dyskusji.

– Ja proponuję zakończyć tę dyskusję. Przez 20 lat ten problem istniał i jakoś nic się z tym nie robiło. – dowodziła Serwicka.

Większością głosów radni opowiedzieli się za likwidacją GZGK i poszerzeniem zakresu działania MPEC – u, który zyska prawdopodobnie nową nazwę. Co dalej – radni sami nie wiedzą. Nie wiadomo również, czy ten ruch przyniesie oczekiwane skutki, czy wręcz przeciwnie: wzrost kosztów energii cieplnej, ani jakie wydatki poniesie z tego tytułu gmina. Czy to było dobre posunięcie – czas pokaże. Pokaże również, czy właściwym wyjściem było rozwiązanie problemu poprzez likwidację GZGK.

 Radni aktywni

Radni wykazali się aktywnością nie tylko w punkcie dot. dalszych losów GZGK i MPEC – u. Udzielali się równie licznie, zadając pytania i składając interpelacje.

Głos zabrali: Józefa Taraska, Kazimiera Wąż, Stanisław Król, Jacek Świątek, Bogusława Serwicka, Andrzej Giza, Bogdan Pawelec i Krzysztof Wilk.

Dobrym przygotowaniem do zadawania pytań wykazała się radna  Kazimiera Wąż. Radna przygotowała rzeczowe interpelacje i odczytała je. Kazimiera Wąż zwróciła uwagę na potrzebę konsultacji społecznych przy okazji przebudowy drogi powiatowej w Nieczajnej Górnej i w związku z tym konieczność wymiany starego systemu wodociągowego wraz z przyłączami.

 – Zwracam się z prośbą, by Pan burmistrz był koordynatorem tych prac. – powiedziała Kazimiera Wąż.

Również w związku z przebudową tejże drogi Kazimiera Wąż zwróciła uwagę na zagrożenie zalaniem wodami opadowymi i roztopowymi domów stojących blisko pasa drogi. Tłumaczyła, że Nieczajna Górna leży w niecce, w związku z tym takie niebezpieczeństwo jest realne. Radna zaapelowała również o obniżenie krawężników chodnika przy szkole, gdyż parkujący tam rodzice uczniów uszkadzają sobie samochody, a ponadto taki stan rzeczy – sam w sobie – może generować niebezpieczne sytuacje przy wysiadaniu.

Kazimiera Wąż złożyła również wniosek do posła Wiesława Krajewskiego. Chodzi o działanie na rzecz zmiany Ustawy o funduszu sołeckim, która w obecnym kształcie faworyzuje mniejsze sołectwa.

– W przypadku małych sołectw fundusz nie przekracza dziesięciokrotności kwoty bazowej. W przypadku Nieczajnej zapis o dziesięciokrotności kwoty bazowej powoduje obniżenie funduszy. Większe sołectwa powinny mieć wyliczaną z algorytmu kwotę, a nie ograniczoną dziesięciokrotnością. Ogranicza to też zwroty przez państwo – dowodziła radna.

Bogusława Serwicka zwróciła się o szybki remont kanalizacji w Smęgorzowie oraz modernizację budynku przedszkola, które zostało wybudowane w 1904 r., a ostatni remont przeszło w latach 80. Wiceprzewodnicząca zwróciła się również z apelem do starostwa o uwzględnienie w budżecie projektu 2, 5 – kilometrowego odcinka chodnika przy DK 73, w stronę Gruszowa. Chodzi o względy bezpieczeństwa.

 – Korzystając jeszcze z przychylności GDDKiA okazanej na ostatnim spotkaniu, wnioskuję o budowę przynajmniej po jednej stronie drogi krajowej (na odcinku w Smęgorzowie) chodnika i poszerzenie drogi na skrzyżowaniu – apelowała Bogusława Serwicka.

Istotną kwestię poruszył również Andrzej Giza.

– Na jakim etapie jest budowa drogi do strefy ekonomicznej? – pytał radny, który zaapelował, by samorząd zwrócił się również do starostwa o współfinansowanie tej inwestycji, tak jak gmina wspomaga w podobnych kwestiach powiat. Jedyny inwestor w strefie jest ograniczony zbliżającymi się terminami rozpoczęcia działalności, a dogodnej drogi dojazdowej brak. W związku z tym radny apelował również o przyspieszenie tej inwestycji, bo rozpoczęcie działalności gospodarczej w strefie ma wygenerować nowe miejsca pracy.

Niezrzeszony radny Stanisław Ostrowski w natarciu – czy to zapowiedź  „punktowania” ekipy rządzącej?

Trudniejszą jednak i bardziej burzliwą dyskusję zafundował radzie niezrzeszony Stanisław Ostrowski, który przyczynił się do zarządzenia wydłużającej się przerwy w obradach, w celu ustalenia stanowiska i sporządzenia opinii prawnej w poruszanej kwestii. Chodziło o zasadność głosowania nad punktem 6. (podpunkt 3.): „zatwierdzenie sprawozdania finansowego Samodzielnego Gminnego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Dąbrowie Tarnowskiej”. Nie było mowy o żadnych nieprawidłowościach w finansach SGZOZ – u, lecz nie dotrzymaniu/dopełnieniu warunków proceduralnych. Zdaniem  radnego Rada Społeczna winna była zaopiniować plan finansowania, który dopiero po tym może być głosowany podczas obrad rady miejskiej. Bez tego głosowanie jest bezzasadne i – zasadniczo – nie powinno się odbyć. A winę za taki stan rzeczy ponosi burmistrz, który – jako przewodniczący Rady Społecznej – winien był zwołać posiedzenie Rady w celu zaopiniowania rzeczonego planu. Mało tego: zbagatelizowanie tych procedur ma się również wiązać z… bezpodstawnością głosowania nad absolutorium, co byłoby już poważną konsekwencją.

 – Czy przed podjęciem dzisiaj uchwały odbyło się posiedzenie Rady Społecznej w tym temacie, gdyż – z doświadczenia 16. lat prowadzenia tej komisji wiem, że Rada Społeczna jest ciałem, które zgodnie z planem organizuje posiedzenie Rady jedno w kwartale, półroczne lub roczne. Nigdy tak nie było dotychczas, by nie zostało przeprowadzone spotkanie społeczne, opiniowanie tematu, podjęcie uchwały i przekazanie do rady miejskiej. To jest dokument wiodący! Budzi to wątpliwości co do dalszych konsekwencji. Nie jest to kompetencją Komisji Sportu. Jest to jasno określone, że Rada Społeczna jest organem właściwym do podjęcia uchwały. Tego dokumentu nie ma. Mam wątpliwości, co dalej. Dziś głosujemy nad absolutorium, a ten dokument jest częścią składową. Ta uchwała jest bezprzedmiotowa przy głosowaniu. Każdy organ może to odrzucić (włącznie z wojewodą). Oświadczam do prasy: Pan burmistrz jest za to odpowiedzialny! Dziś jest taka sytuacja, jaką mamy. Jeżeli nie ma uchwały wiodącej, głosowanie w sprawie absolutorium jest bezprzedmiotowe! – ostrzegał Stanisław Ostrowski, który zaznaczył, że zabranie głosu w tej sprawie nie wiąże się z nieobecnością dyrektora SGZOZ. De facto nie jest to w żaden sposób działanie na niekorzyść Samodzielnego Gminnego Zakładu Opieki Zdrowotnej, ale uświadomienie radzie – zdaniem niezrzeszonego Stanisława Ostrowskiego – obowiązujących procedur popartych odpowiednimi przepisami. Radny uważa, że sytuacja jest na tyle poważna, iż pominięcie ustaleń w tym względzie umożliwia nawet podważenie uchwały absolutoryjnej.

Robiąc co najmniej kilkunastominutową przerwę w tej sprawie rada przyznała, że obawia się zastrzeżeń niezrzeszonego radnego i bierze je pod uwagę. Gdyby tak nie było, wystarczyła by ustna opinia gminnego radcy prawnego, wypowiedziana podczas obrad.

Po przerwie i przygotowanej opinii prawnej, burmistrz na jej podstawie tłumaczył, że opinia Rady Społecznej nie jest wymagana do uchwalania zatwierdzenia sprawozdania finansowego SGZOZ – u.

– Została przygotowana opinia prawna. Proszę popatrzeć na projekt uchwały, art. 53 w tym projekcie. (…) Nie ma absolutnie żadnych wymogów, które by nas obligowały do przyjęcia tych zapisów, o których mówi Pan radny – dowodził Krzysztof Kaczmarski.

Stanisław Ostrowski doprecyzował jeszcze swoją poprzednią wypowiedź:

– Ja nie będę polemizował. Bardzo proszę o przekserowanie mi tej opinii, gdyż nie zgadzam się z tym. Zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia były takie wymogi. (…) Tyle i aż tyle z mojej strony.

– Ale to nie warunkuje przyjęcia na sesji sprawozdania – przekonywała radca prawna gminy.

 – Pan dyrektor jest dzisiaj w sądzie. Pan dyrektor odpisał mi, że takiej opinii już w zeszłym roku nie było, a opinia była przedstawiona tej komisji. – przekonywał burmistrz.

 – Nie jest tak, że mam przeczucie, że mam rację. Ja mam rację i jestem co do tego przekonany. Są dokumenty od 2000 r. do 2014 r. Zapraszam do sprawdzenia. A to, że takiej opinii już w zeszłym roku nie było, to tym gorzej dla Pana burmistrza. To Pan burmistrz, jako przewodniczący Rady Społecznej, powinien zwołać posiedzenie Rady Społecznej. To tym gorzej dla Pana. Pan powinien doprowadzić do podjęcia tej uchwały. Ze statutu SGZOZ w Dąbrowie Tarnowskiej i rozporządzenia ministra zdrowia to wynika. Nie sądzę, żeby ktoś wyrwał moje dokumenty. Zawsze przed absolutorium taki temat był – nie dawał za wygraną Stanisław Ostrowski, który przemyślał swoje wystąpienie.

– Z Ustawy o rachunkowości takie coś nie wynika. Nie uzależnia procesowania od opinii Rady Społecznej. – dowodziła dalej radca prawna.

W końcu po długiej dyskusji zatwierdzono sprawozdanie finansowe SGZOZ – u. Za przyjęciem opowiedziało się 17 osób. Trzy osoby wstrzymały się od głosu.

Pani Zosia może nie zrozumiała, ale powtórzyłem, że taka uchwała Rady Społecznej jest niezbędna. Statut SGZOZ w Dąbrowie Tarnowskiej został uchwalony na posiedzeniu Rady Miasta w Dąbrowie Tarnowskiej w dniu 4 listopada 2014 r. Paragraf 12 statutu mówi, że (punkt 1.): przy podmiocie leczniczym działa Rada Społeczna. Jest organem inicjującym i opiniodawczym podmiotu oraz doradczym dyrektora podmiotu leczniczego. Do zadań Rady Społecznej należy przedstawienie dyrektorowi Zakładu na podstawie wypracowanych na Radzie Społecznej dokumentów, wniosków i opinii w sprawach: rocznego sprawozdania z wykonania planu finansowego (dochody i wydatki, aktywa i pasywa), w tym planu inwestycyjnego, regulaminu organizacyjnego SGZOZ w Dąbrowie Tarnowskiej. Aktualny z 16 marca 2015 r.

Pod każde z tych wymienionych spraw jest uchwała Rady Społecznej dot. zaopiniowania pozytywnie planu finansowania i również uchwały Rady Społecznej w sprawie zaopiniowania rocznego sprawozdania z wykonania planu finansowego (w tym planu inwestycyjnego).

Do końca kwietnia powinno się odbyć posiedzenie Rady Społecznej. Sporządza się protokół, podpisuje uchwały burmistrz – przewodniczący Rady Społecznej – jeden egzemplarz do rady miejskiej, a drugi do akt – u mnie możecie Państwo ten dokument znaleźć. Jest to nieprawidłowość – odpowiedzialnym jest burmistrz, który z urzędu wchodzi w skład Rady Społecznej. Jest jej przewodniczącym.  

W skład Rady Społecznej wchodzi przedstawiciel wojewody plus 6 radnych wybieranych przez radę miejską. Pan dyrektor SGZOZ ma zabezpieczyć obsługę kancelaryjną, którą obsługiwałem przez wiele lat. Teraz zmieniono obsługę kancelaryjną. Nie wnikam dlaczego, bo nie o to tutaj chodzi. Radę Społeczną powołuje i odwołuje oraz zwołuje jej pierwsze posiedzenie podmiot tworzący. W posiedzeniu Rady Społecznej uczestniczy dyrektor SGZOZ (…). Sposób zwoływania posiedzeń Rady Społecznej, tryb pracy i podejmowanie uchwał określa regulamin uchwalony przez Radę Społeczną i zatwierdzony przez podmiot tworzący.

Burmistrz (czyli przewodniczący Rady) w przeciągu trzech miesięcy od powołania Rady Społecznej zwołuje pierwsze posiedzenie Rady, na którym m.in. opracowuje się plan przyszłych posiedzeń.

Przez 17 lat byłem osobą obsługującą Rade Społeczną: zajmowałem się przygotowaniem materiałów, projektów uchwał, protokołów i rozesłaniem materiałów do 7 dni. Dotychczas (przyjęta formuła posiedzeń) było to praktykowane w rozbiciu na cztery kwartały, czyli co trzy miesiące (można raz na rok, pół roku, na kwartał albo co miesiąc). Jeżeli projekt planu pracy Rady Społecznej zostaje zaakceptowany przez Radę, podejmuje się w tej kwestii uchwałę, a wykonanie tej uchwały powierza się do realizacji  przewodniczącemu Rady Społecznej przy SGZOZ. Odpowiedzialną osobą za realizację planu pracy jest przewodniczący Rady Społecznej przy SGZOZ.

Informacja o wykonaniu planu finansowego została sporządzona w ustawowym terminie i przekazana do organu założycielskiego, czyli do burmistrza i rady miejskiej. Data wpływu 18 luty 2016 r. Informacja została złożona na Dzienniku Podawczym w urzędzie miejskim w Dąbrowie Tarnowskiej – można to sprawdzić.

Minęło 3 miesiące i był czas na zwołanie Rady Społecznej przy SGZOZ przez przewodniczącego, celem zaopiniowania i przeanalizowania rocznego sprawozdania z wykonania planu finansowego za rok 2015. Przewodniczący (czyli burmistrz) zobowiązany był zwołać Radę Społeczną i przeanalizować przedłożone materiały, celem wyrażenia opinii uchwałą Rady Społecznej.

Pierwsze posiedzenie nowo powołanej Rady Społecznej obsługiwałem osobiście, na które przygotowałem wspólnie z dyrektorem Stanisławem Świętkiem projekt planu pracy Rady Społecznej w rozbiciu na cztery kwartały (w styczniu 2015). Skserowałem aktualny statut SGZOZ – u w Dąbrowie Tarnowskiej, zatwierdzony przez radę miejską 4 listopada 2014 r. i regulamin posiedzenia Rady Społecznej. To również otrzymali wszyscy członkowie Rady Społecznej na czele z przewodniczącym – burmistrzem Krzysztofem Kaczmarskim, na pierwszym posiedzeniu. – powiedział, w rozmowie z e – Kurierem, radny Stanisław Ostrowski.

Trudno teraz będzie wykazać, kto w tym sporze ma rację: niezrzeszony radny Stanisław Ostrowski, czy reszta rady?  Rada miejska, niezależnie po czyjej stronie leży racja, opinią prawną i uchwałą zamknęła dyskusję w tym temacie i na pewno nie będzie do tego wracać, jeżeli nie zmuszą jej do tego jakieś specjalne okoliczności.

Triumf burmistrza w cieniu problemów sesyjnych

Najważniejszym punktem obrad było oczywiście uchwalenie absolutorium dla burmistrza, ale nie da się ukryć, że przy tak wielu ważnych problemach poruszanych na sesji, triumf Krzysztofa Kaczmarskiego został w cieniu opozycyjnych zastrzeżeń do pomysłów koalicji na likwidację GZGK i powołanie czegoś (jeszcze nie wiadomo dokładnie czego i pod jaką nazwą) na bazie MPEC oraz nieprawidłowości (?), które zgłaszał Stanisław Ostrowski. Nawet świetnie przygotowane, odczytane przez burmistrza wystąpienie absolutoryjne i samo, gromko oklaskiwane przez zgromadzonych, uchwalenie absolutorium nie przyciągało uwagi w takim stopniu, jak bardziej „nośne” tematy. Ponadto zaakcentowanie problemów z budżetem uchwalanym przez poprzedników i – podobno – pozostawionym przez nich zadłużeniem, nie mieści się w ramach zasady kontynuacji władzy, z której z pewnością zdaje sobie sprawę Krzysztof Kaczmarski. Wiedzą o niej z pewnością także ci, liczni dość radni, którzy głosowali za uchwaleniem budżetu w poprzednim składzie, choć – być może – teraz nie chcą już o tym fakcie pamiętać.

– Minął rok naszej wspólnej pracy, staję więc przed Wami (…). Dokonacie oceny mojej pracy. Jest to niewątpliwie jedna z najważniejszych decyzji rady. Miniony rok nie był łatwy, bo przejęliśmy budżet poprzedników, praktycznie bez zmian, nie pokazujący finansowania niektórych zadań. – mówił Krzysztof Kaczmarski, który chwalił się  budżetem. Podkreślił też od razu, że „wpływy były większe, niż planowane” i: „wydaliśmy mniej, pozyskaliśmy więcej”.

– Proszę mi wierzyć, chciałbym wypełnić wszystko, o co Państwo i mieszkańcy wnioskowaliście. Ale to w krótkim czasie nie jest możliwe. Przyczyną jest coraz bardziej napięty budżet. Mamy jeszcze sporo do zrobienia i wierzę, że uda nam się jeszcze razem to zrobić – mówił burmistrz, który podziękował wszystkim współpracownikom, zastępcy, radnym i prosił o przychylność w ocenie swojej pracy przy tworzeniu budżetu gminy – RIO pozytywnie zaopiniowało; poszczególne komisje też. Mam nadzieję, że Państwo też pozytywnie zaopiniujecie moją pracę.

Jak wynika ze sprawozdania burmistrza z wykonania budżetu gminy za 2015 r. – realizacja dochodów wyniosła aż 102, 6 % (ponad 64 miliony zł), wydatki zaś stanowiły 93, 4 % (prawie 60 milionów zł). Wysoki wskaźnik wykonania dochodów gmina zawdzięcza zwrotom środków unijnych za zadania wykonane w latach ubiegłych. Wydatki majątkowe wyniosły prawie 11 milionów zł, co stanowi 18, 34 % ogółu budżetu. Udało się pozyskać znaczne wsparcie z budżetu państwa na realizację zadań gminnych. Zadłużenie gminy nadal zostaje na bezpiecznym poziomie i związane jest z wydatkami inwestycyjnymi. Na zakończenie 2015 r. wynosiło blisko 12 milionów zł.

– Po takim pracowitym dla mnie roku, w takiej chwili, jak dzisiaj, takiej decyzji się na moim stanowisku oczekuje. Sam nie mogę nic zdziałać. Wiele spraw, które planowaliśmy, udało się wspólnie z Państwem dokonać. Widzicie Państwo, że podejmujemy wysiłek; Wysoka Rada widzi, co się tu dzieje. Wymaga to wielkiego wysiłku z naszej strony. Wymaga to codziennej pracy. Jak cały tydzień jest pracowity (często zdarzy się też sobota i niedziela w pracy), to w poniedziałek trzeba podjąć ten sam wysiłek – mówił o wytężonej pracy swojej i samorządu Krzysztof Kaczmarski, który PR ma nie gorszy od poprzednika.

Przewodniczący Komisji ds. Budżetu, Strategii i Rozwoju Gminy Marcin Grabka odczytał opinię dotyczącą sprawozdania z wykonania budżetu. Przewodniczący Komisji Rewizyjnej Andrzej Buśko przedstawił wniosek komisji w sprawie udzielenia burmistrzowi absolutorium. Wiceprzewodnicząca rady miejskiej Bogusława Serwicka odczytała opinię RIO.

Wszystkie opinie były pozytywne, więc głosowanie nad absolutorium było już czystą formalnością.

Radni większością głosów uchwalili zatwierdzenie sprawozdania finansowego wraz ze sprawozdaniem z wykonania budżetu gminy Dąbrowa Tarnowska za 2015 r. Takim samym stosunkiem głosów (20 osób – za, jedna – przeciw) rada udzieliła burmistrzowi absolutorium.

Ponadto rada uchwaliła imię i sztandar dla PSP w Smęgorzowie. Szkole nadano imię Kornela Makuszyńskiego. Rada wybrała również Andrzeja Dziedzica na ławnika do Sądu Rejonowego w Tarnowie w zakresie prawa pracy (wybory uzupełniające na kadencję 2016 – 2019).

Radni podjęli uchwały w sprawie: zmian budżetowych i zmiany Wieloletniej Prognozy Finansowej Gminy Dąbrowa Tarnowska; udzielenia dotacji dla DDK i starego kościoła (zabezpieczenie zabytkowych elementów i wykonanie opaski zabezpieczającej świątynię); przyjęcia, nabycia i sprzedaży nieruchomości. Przegłosowano również przyjęcie oceny zasobów pomocy społecznej za 2015 r.

„Znikające” sprostowanie

Mimo powagi sesji absolutoryjnej niektórych radnych nurtowały też inne – pozasesyjne – problemy nie związane z tematem obrad. Józefa Taraska dwukrotnie (w punkcie dotyczącym pytań i interpelacji radnych oraz przed podjęciem uchwały w sprawie likwidacji GZGK) domagała się ode mnie sprostowania artykułu, od którego publikacji (18 lipca 2014 r.) minie już wkrótce… dwa lata. Chodzi oczywiście o publikację „Radni bezradni wobec J. Taraski”, po której zapobiegliwa radna wysłała – w ramach sprostowania – dwa listy do redakcji, które jednak nie spełniały warunków sprostowania prasowego. Mimo iż Prawo Prasowe przewiduje, że sprostowanie pisze osoba zainteresowana, a nie dziennikarz i sprostowanie egzekwuje się od danego medium, a nie od dziennikarza (nawet nazywanego na sesji: „Panią Kurier”).

Józefa Taraska czuje się w całej sytuacji najbardziej pokrzywdzona przede wszystkim przeze mnie, z powodu rzekomego „oszczerstwa, nieprawdy, kłamstwa” – w dodatku, czego zapomniała dodać – sformułowanego słowami ówczesnego przewodniczącego rady miejskiej i powielanego potem przez wiele tarnowskich mediów. Radna pyta: „Dlaczego nie zostało to sprostowane, Pani Kurier?” i dziękuje mi za „oszczerstwa, które się pojawiły”.

Rada miasta dopuszcza, by radna zadawała pytania nie dotyczące tematu sesji i nie licujące z powagą udzielenia burmistrzowi absolutorium. Dopuszcza również, by pytanie było skierowane do dziennikarki, zamiast osób uprawnionych do udzielania odpowiedzi w ważnych dla gminy i jej mieszkańców sprawach. Dopuszcza wreszcie, by na sesji padały pomówienia o pisanie kłamstw (dot. publikacji popartych nagraniami i cytatami z wypowiedzi ówczesnego przewodniczącego rady miejskiej) oraz z gruntu fałszywe informacje, jakoby „sprostowanie” nie było opublikowane. Redakcja opublikowała słowo w słowo cały list Józefy Taraski poinformowanej uprzednio, jaką formę powinno mieć sprostowanie i że pisze je osoba zainteresowana, a nie dziennikarz.

W tym miejscu, na dowód, udostępniamy ponownie list Józefy Taraski do redakcji:

http://www.kurierdabrowski.pl/list-do-redakcji

 Ula Skórka 

fot. UM w DT

P.S.:
Nie spodziewałam się, że po dwóch latach od głośnego „sprostowania” radnej Józefy Taraski, sprawa powróci w takim stylu i to podczas ważnej sesji, na której burmistrzowi Krzysztofowi Kaczmarskiemu rada udzieliła absolutorium za wykonanie budżetu – a więc, de facto – podzieliła jego koncepcję zarządzania finansami gminy.

To chyba rzeczywiście najbardziej idealny czas na „prywatne wycieczki” radnej, która – mimo jasnych i jednoznacznych wypowiedzi ówczesnego przewodniczącego rady, znajdujących się na nagraniu e – Kuriera – usiłuje dalej drążyć temat.

Nie zamierzam się wgłębiać ponownie w istotę tamtej sprawy, o której radna przypomniała sobie po upływie prawie dwóch lat (może to jakaś szczególna rocznica?), bo byłoby to jak odgrzewanie dawno nieświeżych kotletów.

Gwoli ścisłości, zobowiązana jestem przytoczyć wszystkie publikacje na ten temat (w tym również sławetne „sprostowanie” – list do redakcji Józefy Taraski). W ten sposób, gdy już wszyscy zapomnieli o kompromitującym dla gminy zdarzeniu, radna postanowiła „odgrzać” temat (pod spodem linki do artykułów):
http://www.kurierdabrowski.pl/radni-bezradni-wobec-j-taraski
http://www.kurierdabrowski.pl/komisje-o-oswiacie-bez-gzgk
http://www.kurierdabrowski.pl/list-do-redakcji
http://www.kurierdabrowski.pl/co-dalej-z-gzgk-radni-nie-wiedza

Skoro poprzednie moje wywody nie odniosły skutku i nie dotarły do świadomości osoby zainteresowanej, tym razem dla ułatwienia wyeksponuję wnioski w punktach.

1. Gwoli ścisłości – sprawy formalne. Garść najważniejszych informacji i wytycznych dot. instytucji „sprostowania prasowego” (w odpowiedzi na błędy formalne popełnione przez radną przy sporządzaniu i wysyłaniu listu do redakcji oraz przy interwencji w tej sprawie po dwóch latach).

Sprostowanie prasowe to publikacja wypowiedzi osoby zainteresowanej, odnoszącej się do materiału prasowego, mówiącego o jakichś faktach w sposób nieścisły lub nieprawdziwy (art. 31 a ust. 1. ustawy prawo prasowe).

Sprostowanie polega na publikacji tekstu nadesłanego przez zainteresowanego, podpisanego jego nazwiskiem. Pisanie „żądam sprostowania nieprawdziwych informacji” lub nadsyłanie listów z subiektywną oceną faktów i żądanie napisania na tej podstawie sprostowania przez redakcję, nie odniesie żadnego skutku. Redaktor nie ma obowiązku pisania sprostowania za kogoś, tym bardziej, że prawo prasowe uściśla, kto ma być autorem sprostowania (zob. wyrok Sądu Okręgowego we Wrocławiu z 25 marca 2013 r., sygn. akt IC 1160/11.).

W myśl prawa prasowego adresatem sprostowania jest każdy wydawca prasowy (nawet jeśli nie zalegalizował swojej działalności). Dotyczy to również portali i blogów. Nic mi jednak nie wiadomo, abym była jakimkolwiek wydawcą prasowym, chyba że radna oświeci mnie w tym temacie. List Józefy Taraski trafił pod adres redakcji, a adresatem była „Pani Ula Skórka”.

Nie wolno mylić sprostowania z polemiką. Prostuje się tylko i wyłącznie błędny opis faktów (nieścisły, nieprawdziwy). Sprostować można wypowiedź, którą da się rozpatrywać w kategoriach: prawda/fałsz.
Gdy jakieś stwierdzenia z publikacji zagrażają dobrom osobistym, sięga się nie do instytucji sprostowania, ale po repertuar środków z art. 24 kodeksu cywilnego lub art. 212 kodeksu karnego (zniesławienie).

Jedną z niezwykle istotnych przesłanek formalnych przy publikacji sprostowania jest termin nadesłania. Trzeba to zrobić do 21 dni od momentu publikacji materiału, który chce się prostować. Po tym terminie, niezależnie z jakich przyczyn się go nie dochowało, obowiązek sprostowania znika bezpowrotnie. Osobę, która po tym terminie będzie żądała sprostowania, spotka bezwzględna odmowa publikacji.

2. Dziwi mnie fakt (ale może wynika to z chęci bycia w centrum uwagi?), że po blisko dwóch latach od momentu publikacji mojego artykułu (gdy znika bezpowrotnie wymóg formalny, narzucony przez prawo prasowe) radna przypomina sobie o sprostowaniu. Sprostowaniu – dodam – które sama musi napisać i dostarczyć do 21 dni od publikacji. Jak pamiętają niektórzy Czytelnicy, po artykule z 18 lipca 2014 r., e – Kurier opublikował list radnej (5 sierpnia 2014 r.) podpisany przez Józefę Taraskę. Więc, jakkolwiek z winy samej zainteresowanej wyglądało to „sprostowanie”, to jednak zostało opublikowane bez żadnego problemu. Nigdzie nie zniknęło. Z dużą dozą prawdopodobieństwa sądzimy, że pisała je sama radna. Pod listem widniało również jej nazwisko. Za konsekwencje „sprostowania” w postaci komentarzy Kurier nie odpowiada.

Dziwić może jeszcze bardziej fakt, że po takim czasie radna chce wracać do tych wydarzeń, gdy już opadła kurtyna milczenia i w niepamięć odeszła zła sława związana z tą sprawą. Oczywiście nie chodzi o jakąkolwiek winę zainteresowanej (może poza tym, że nie chciała odejść z własnej woli z tego stanowiska). Sprawa była tyleż straszna, co i ośmieszająca nie tyle dla radnej, co dla jej przełożonego, samorządu i rady miasta. Jaki ma sens do niej teraz wracać? Chyba, że za tym szumnym powrotem kryją się czyjeś inspiracje? Jeżeli tak, to tym gorzej dla inspiratora. Powstaje też pytanie: kto i po co dąży do ośmieszenia siebie? Kto chce odgrzewać tego przestarzałego kotleta, nie zważając na to, że zatruć się nim mogą również radni i władze? A może to realizacja zasady, którą kierują się często osoby aspirujące do zaistnienia w jakimś środowisku: „nie ważne, co o mnie mówią. Ważne, żeby nazwiska nie przekręcali”. Bez obaw – nazwiska nie przekręcę.

3. Chociaż ostatnimi czasy instytucja sprostowania przeżywa swoisty renesans, nie skorzystam z niej jednak (robią to za mnie, ze znakomitym efektem, inni). Spieszę za to wyjaśnić, że to nie ja jestem odpowiedzialna za publikację ewentualnego sprostowania.

4. Jak już mówiłam, nie zamierzam wracać do meritum sprawy – wszystko przedstawione jest dokładnie w publikacjach, których linki dołączyłam. Dziwi mnie tylko, że jestem pomawiana o pisanie „oszczerstwa, nieprawdy, kłamstwa”, podczas gdy te informacje przekazał e – Kurierowi na sesji ówczesny przewodniczący Władysław Knutelski. Poza tym, gdyby opis sytuacji był niezgodny z prawdą, w owym „sprostowaniu” należało podać, zamiast wymijających szczegółów, twarde fakty. Np. „składowisko odpadów nie jest i nie będzie likwidowane ani wygaszane” (mimo że to jawna nieprawda) albo: „przewodniczący rady tak mnie nie lubi, że specjalnie nakłamał wypowiadając się przed kamerą” (jeszcze większe kłamstwo).

5. Nie da się nie odnieść – ponownie – do kwestii prawdziwości przekazu ówczesnego przewodniczącego rady miejskiej i równocześnie jedynej osoby w całej radzie, a nawet samorządzie, która miała odwagę powiedzieć, jak sytuacja wygląda; bez względu na ewentualne konsekwencje wizerunkowe. Powtórzę po dwóch latach raz jeszcze – i ostatni – nie mam powodu, by nie wierzyć przewodniczącemu (radnemu kilku kadencji, znającemu się dobrze na sprawach samorządowych) w to, co powiedział przed kamerą e – Kuriera. Radna zaś ma prawo przedstawić swoją subiektywną opinię nt. tamtych zdarzeń, której ja nie muszę podzielać, zwł. że właśnie z prawdą ma niewiele wspólnego.

A skoro wspomniałam o prawdzie – ostatni już raz powtórzę, że w świetle faktów, nagranych i zapisanych wypowiedzi przewodniczącego i świętego (anonimowego) oburzenia kolegów z rady, ocena sytuacji przez Józefę Taraskę nosi znamiona tzw. „trzeciej Tischnerowskiej prawdy”. Niestety, z klasyczną koncepcją prawdy wg Arystotelesa nie ma to wiele wspólnego. A skoro tak, to tym bardziej nie widzę powodu, by zaprzeczać słowom przewodniczącego, a uznawać za prawdę przekaz Józefy Taraski. Tyle tylko, że tym razem zamiast opozycji: „klasyczna koncepcja prawdy – trzecia Tischnerowska prawda”, sytuacja przywodzi mi na myśl Goebbelsowskie „sentencje” tegoż mistrza propagandy. Zwł. dwie: „Im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie uwierzą” oraz „Kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”. Niektórzy więc, w myśl tych słów, powtarzają swoją prawdę. A nóż ktoś uwierzy, że tak akurat było. Tylko w takim razie, dlaczego zlikwidowano stanowisko kierownika składowiska odpadów, a radnej wypłacono przynależne z tego tytułu pieniądze?

Oddzielną kwestią jest jednak odpowiedzialność za zdarzenia, które ujrzały światło dzienne prawie dwa lata temu. Nie uważam, żeby wina leżała po stronie radnej (nie zamierzam się wgłębiać w etyczny aspekt niechęci radnej do złożenia rezygnacji i jej zachowania wobec kolegów z rady). Niewiele znam osób, które by w tak korzystnej sytuacji dążyły do utraty pracy i same proponowały rozwiązanie intratnego stanowiska, powołując się na względy etyczne. Jednoznaczną odpowiedzialność za taki stan rzeczy biorą ci, którzy o sytuacji wiedzieli. A nawet ci, którzy gorąco zapewniali, że nic nie wiedzą, podczas gdy – oceniając sytuację logicznie – takie założenie jest co najmniej niewiarygodne…

Nie mam raczej wątpliwości, że radna była „inspirowana” do napisania sławetnego sprostowania nawet przez tych, którzy potem – w kuluarach – najgłośniej się śmiali z listu i reakcji nań. Ale myślę też, że i teraz jest inspirowana, a jeżeli tak, to z przykrością można stwierdzić, że po prawie dwóch latach od zmiany, tak naprawdę niewiele się zmieniło…

6. Po publikacji w e – Kurierze relacji z pamiętnej sesji, na której wypłynęła kwestia zatrudnieniem Józefy Taraski, o sprawie rozpisały się szeroko również tarnowskie media. Z tego, co mi wiadomo od osób trzecich, sprawa Józefy Taraski znalazła odzew również w „nieodżałowanym” piśmie i portalu z prawdą w tytule (i tam prawdopodobnie, oprócz jeszcze tylko Kuriera, został opublikowany list radnej).

Wydaje mi się – jest to przeświadczenie graniczące z pewnością – że inne media nie opublikowały listu Józefy Taraski, a można uznać za prawdopodobne, że bojowniczka o prawdę i tam wysłała podobne listy. Zastanawiam się więc, dlaczego radnej nie zależy na sprostowaniach w mediach tarnowskich, o większym zasięgu. W mediach, gdzie sprawa radnej była czymś w rodzaju „ciekawostki przyrodniczej”, bo w dobrym świetle nie ma po co o Dąbrowie pisać (chyba, że samorząd za to zapłaci). A jak – podsycając i pompując „aferę”, jak kulę śniegową – działali napędzani świętym oburzeniu koledzy Józefy Taraski z rady? Co rusz, anonimowo (ale tak, że wiadomo było z grubsza, kto mówi) wypowiadali się z wielkim zapałem na temat koleżanki do tarnowskich mediów. Wrzucali swoje kamyki do tego ogródka. Ale przypuszczam – nikt jej raczej nie powtórzył zarzutów w rozmowie twarzą w twarz…

7. Pojawia się więc też kwestia reakcji radnych na sprawę Józefy Taraski – bądź co bądź – koleżanki z rady miejskiej. Święte oburzenie prezentowane – wyłącznie anonimowo (!) – na potrzeby mediów to tylko jedna z postaw. A było ich więcej. Na komisjach koledzy z tej samej strony sceny politycznej odwrócili się do niej plecami, co dziwić nie może, bo przecież nikt nie będzie „ginął” medialnie i społecznie za jedną radną; nawet taką, która była im wielokrotnie pomocna w różnych trudnych sytuacjach (vide: sprawa odwołania pewnego radnego).

Nie obchodzi mnie, co powodowało przewodniczącym, że jako jedyny, mając odwagę, powiedział to, co powiedział. Moim zdaniem intencje nie zmieniają faktu, że zrobił coś dobrego (nawet nie obchodzi mnie, czy zrobił to może tylko po to, by ratować kolegów, którzy chyba na tę przysługę nie zasłużyli). Nie podważą tego nawet, ewentualne (nieprzychylne) anonimowe komentarze kolegów z rady pod artykułem; bo być może tylko tak mają odwagę się wypowiedzieć. Fakt jest faktem – był jedynym, który w tej sytuacji oficjalnie zagrał czysto wobec opinii publicznej.

Również nie obchodzi mnie, że mówił, iż rada o sytuacji nie wiedziała. Jako przewodniczący czuł więź z tymi ludźmi; poza tym w samorządach obowiązują jakieś zachowania PR – owskie, choćby nawet tylko wynikające z chęci pozbycia się medialnych „problemów”.

Radni tamtej kadencji (przypomnijmy, że wielu z nich znalazło się w radzie miejskiej po zmianie władzy w samorządzie) na przemian chowali głowę w piasek (z obawy przed reakcją żywiołowej radnej lub – co mniej realne, ale piszę to z litości – fałszywie pojmowanej solidarności) lub udzielali się anonimowo w mediach. Zawsze jednak ze świętym oburzeniem, jak mogło dojść do tej sytuacji (na którą zresztą sami również przyzwalali bojąc się każdej, nawet najmniejszej, reakcji na ewentualne nieprawidłowości). Ale oni przecież o niczym nie wiedzieli. W takiej sytuacji należało więc kogoś poświęcić i szukać kozła ofiarnego. O jednym już pisałam, przy okazji komisji poświęconych sytuacji GZGK, a drugim była właśnie… radna – dobra dotąd, dokąd mogła spełnić jakieś „pożyteczne” zadania.

Nikt nie znalazł w sobie tyle odwagi, by wstać i wyrazić swoją opinię głośno (nie liczą się anonimowe komentarze pod publikacjami). Nawet tylko pod względem PR – owskim zaprzepaścili tę okazję, którą np. powiatowi radni schwyciliby jako łakomy kąsek polityczny. Ówczesna opozycja w gminie nawet tego nie potrafiła. W tej sytuacji pokazała jednoznacznie, że nie różni się niczym od koalicji i – trochę jak stado samców owiec (żeby nie nazwać tego dosadniej) gra z koalicją do jednej bramki, kopiąc sobie przy okazji „samobóje”.

A czy lepiej to wygląda po dwóch latach od publikacji? W punkcie dot. pytań i interpelacji radnych i kolejnym (dot. likwidacji GZGK) radni dopuszczają, by Józefa Taraska mówiła nie na temat (co ma sprostowanie do likwidacji gminnego zakładu?). I to dwukrotnie, mimo że rozwlekła sesja przedłuża się w ten sposób i większość gości w trakcie wychodzi.

Zwykle pytania i wnioski kieruje się, najczęściej do: burmistrza lub zastępcy, starosty, a tym razem nawet posła Wiesława Krajewskiego. Czasem do komendantów, dyrektorów jednostek podlegających pod gminę, sołtysów, radcy prawnego, GDDKiA.

W swojej wieloletniej pracy w mediach widziałam i uczestniczyłam w wielu obradach rad miast i gmin (nie tylko w Dąbrowie), ale pierwszy raz spotykam się z sytuacją, żeby do przedstawiciela samorządu (dziennikarz nie odpowiada na sesji) było kierowane pytanie o sprostowanie prasowe. Czy burmistrz Krzysztof Kaczmarski ma to „sprostowanie” opublikować? Gdzie: na stronie gminy, czy na swoim facebooku (jeżeli go ma)? I czego ten przykład (o sprostowaniu) dowodzi? Potrzeby likwidacji GZGK, gdy nie ma już tam miejsca dla dawnej kierowniczki?

Tak więc, podczas jednej z najważniejszych sesji w roku (tej poświęconej absolutorium dla burmistrza) radni nie reagują na zadawanie pytań niedotyczących tematów obrad. Pozwalają, by na forum były powielane nieprawdy o braku sprostowania artykułu (to, że nie czytali listu radnej do redakcji, można włożyć między bajki) i pozwalają również na „prywatne wycieczki” radnej. Podczas gdy nie jestem nawet „prawowitym” uczestnikiem sesji, nie ma mojego nazwiska na liście z podpisami, a zaproszenia na sesję nie trafiają do redakcji. Jak mam więc odpowiadać na takie zarzuty na sesji? Również mam nie przestrzegać porządku obrad i przekazywać luźne wnioski?

Czy tak ma wyglądać porządek na sesji rady miasta?

Mam nadzieję, że radni dostrzegają różnicę między mediami a np. burmistrzem czy samorządowcami. Mam nadzieję, że wiedzą, iż punkty obrad nie służą do zadawania pytań dziennikarzom i szukania „zaginionych” sprostowań. Jeżeli nie szanują swojego czasu, to jednak powinni szanować czas innych.

Skoro na sesji wszyscy wszystkich mogą pytać o wszystko, to również skorzystam z okazji i zadam pytanie: dlaczego radni zezwolili na taką sytuację?

8. Zaistniała sytuacja przywodzi mi na myśl klątwę faraona (myślę o legendarnej klątwie Tutanchamona, a nie chorobie, która dotyka europejskich turystów odwiedzających te kraje – żeby nie było, że porównuję radną do przykrych problemów przewodu pokarmowego). Radna, chociaż wybrana w demokratycznych wyborach, z pewnością popierana przez wielu wyborców (i podobno prężnie działająca w swoim okręgu) daje się dalej we znaki; po rzekomej zmianie sposobu rządzenia, po odejściu poprzednich władz, po licznych deklaracjach, jak to teraz będzie dobrze… Wygląda to, jak legendarna zemsta poprzedników na… No właśnie, na kim?

Z pewnością niektórzy radni cieszą się, że to ja zostałam zaatakowana podczas sesji, ale ta „klątwa” jest bronią obosieczną i trafia przede wszystkim w nich. Widać m.in., jakimi problemami zajmują się radni podczas sesji absolutoryjnej. Czy może być coś bardziej eksponującego bezradność radnych wobec jednej osoby, niż taka właśnie sytuacja? Chociaż dwa lata temu – trawestując ówczesny tytuł publikacji – „radni byli bezradni wobec J. Taraski”, to teraz są równie bezradni – tyle tylko, że w nowym składzie. Gdy patrzę na całą sytuację z perspektywy czasu, wyraźnie widzę, że lokalny „Tutanchamon” był wyjątkowo inteligentnym i sprawnym samorządowcem, a do tego świetnym PR – owcem (abstrahuję tu od sposobu rządzenia, dokonań i nie zawsze właściwych osób najbliższego otoczenia), bo zostawił swoim następcom niewątpliwy „prezent” w postaci klątwy, która działa jeszcze długo po jego odejściu…

Podpisano: „Pani Kurier”

 


Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami Internautów. Administrator portalu nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.
Jeżeli którykolwiek z komentarzy łamie regulamin - zawiadom nas o tym (elstertv@gmail.com).

Komentarze

  1. 8 czerwca 2016 o 12:33
    Juro :
    Dziwne to małżeństwo będzie z połączenia GZGK i MPEC. W zasadzie powstanie moloch nie sterowny ! Dziś są jasne zasady i jasne wyniki finansowe bo instytucje te działają oddzielnie. Panie Burmistrzu jakie są faktyczne Pana intencje w promocji tegoż małżeństwa ?? Z MPEC korzystają nie liczni a z GZGK wszyscy mieszkańcy Miasta i Gminy czy przypadkiem nie chce Pan rozłożyć kosztów MPEC /czytaj nie licznych/ na wszystkich mieszkańców Gminy ??? Przepraszam ale tak to wygląda po przeczytaniu tego artykułu
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +34 (w sumie : 36)
  2. 8 czerwca 2016 o 12:44
    Kinga :
    Panie Burmistrzu przekaż pan MPEC Spółdzielni Mieszkaniowej a kilku odbiorców ciepło kupi sobie od SM i masz Pan problem z głowy
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +35 (w sumie : 37)
  3. 8 czerwca 2016 o 20:18
    jan :
    Wybraliście komedianta,a nie burmistrza,a teraz narzekacie.
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +19 (w sumie : 23)
  4. 8 czerwca 2016 o 22:06
    do Pani Kurier :
    Brawo, tylko czy niuanse zostaną pochwycone przez radne od sprostowań?
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +32 (w sumie : 34)
  5. 9 czerwca 2016 o 14:04
    ***** :
    "W cieniu burzliwej dyskusji... " Ale dumny jest jak paw ten najbardziej aktywny dyskutant. Tyle o nim napisali, oj, będzie sławny na całą Dąbrowe. Te dyskusje niekiedy przypominają psychoterapię dla aa.
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: -17 (w sumie : 25)
  6. 9 czerwca 2016 o 15:31
    Piotr :
    SM od tego roku nie będzie już korzystała z usług MPEC. Powstają kotłownie blokowe.
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: -17 (w sumie : 33)
  7. 9 czerwca 2016 o 17:36
    ann :
    Radna jest niereformowalna,ma swój mały świat,szkoda czasu na sprostowania,to i tak nic nie da
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +25 (w sumie : 27)
  8. 9 czerwca 2016 o 23:17
    Zak :
    h.. d... i kamieni kupa
    VA:F [1.9.20_1166]
    Ocena: +21 (w sumie : 25)

Skomentuj (komentując akceptujesz regulamin)