Karetki nie wysłano, bo dzwoniło dziecko?
13-letnia Ewelina z Dąbrowy Tarnowskiej wciąż pamięta piekielny ból, gdy spadła z drzewa na placu zabaw. Całym ciężarem upadła na lewą rękę. Jak się potem okazało, było to skomplikowane złamanie z przemieszczeniem.
Kiedy koledzy z podwórka zadzwonili po karetkę, mieli usłyszeć od dyspozytorki: jak macie zdrowe nogi, to sami sobie dojdziecie do szpitala, jest blisko. Dzieci ruszyły w kilometrową drogę, trzymając wiszącą, bezwładną rękę Eweliny.
Po tym jak rodzice dziewczynki złożyli skargę na dyspozytora pogotowia w Tarnowie, sprawą zajął się rzecznik praw pacjenta w małopolskim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia.
– Córka po drodze aż mdlała z bólu. Dzieci więc robiły postoje. Jak sobie wyobrażam tę sytuację, złość mnie ogarnia. Jak można było dzieci pozbawić pomocy w takiej sytuacji? – nie może zrozumieć pan Kazimierz, ojciec Eweliny. Ma nadzieję, że sprawę wyjaśni rzecznik praw pacjenta.- Bo gdy zgłosiłem się sam do pogotowia, zasłaniali się tym, że nie mogą znaleźć nagrań. Może urzędnicy z NFZ są mniej opieszali? – dodaje pan Kazimierz.
Ewelina do dzisiaj nosi gips. Do wypadku doszło 25 maja br. Było późne popołudnie, około godz. 17-18. – Graliśmy na placu zabaw. Kolega wykopał piłkę na drzewo. Chłopcy próbowali ją zdjąć, ale nie udało się – wspomina dziewczyna.
źródło: Gazeta Krakowska