Dzisiaj:
Wtorek, 12 listopada 2024 roku
Czcibora, Cibora, Izaaka, Jonasza, Jozafata, Konradyna, Konradyny, Krystyna, Marcina, Renaty, Renata, Witolda, Witoldy, Witołda

IV Zabawa Dąbrowiaków-rok 2005

25 października 2005 | Brak komentarzy

Ponad 10 tysięcy dolarów dochodu przyniosła kolejna, czwarta już „Zabawa dąbrowiaków”, zorganizowana w Chicago przez Polonusów, pochodzących z Dąbrowy Tarnowskiej. Najwięcej pieniędzy, podobnie jak w latach ubiegłych, trafiło na konta wychowanków dąbrowskiego Domu Dziecka. Wsparcie zyskali także między innymi podopieczni Stowarzyszenia „Pomocna dłoń”. W ciągu czterech lat nie zrzeszeni Dąbrowiacy z Chicago, do których z całą pewnością zaliczyć się może każdy uczestnik dorocznej imprezy, przekazali do swojej rodzinnej miejscowości już ponad 35 tysięcy dolarów.

Zaczęło się zupełnie przypadkowo: grupa dąbrowian od czasu do czasu wysyłała do dąbrowskiego Domu Dziecka paczki, potem kilka osób wpłaciło po kilkaset dolarów na książeczki oszczędnościowe wychowanków placówki.

– To Andrzej Burak był tym, który jako pierwszy wystąpił z pomysłem zorganizowania czegoś więcej. – mówi Marta Róg. Dzisiaj przez wszystkich postrzegana jest jako siła sprawcza wszelkiego rodzaju przedsięwzięć nie zrzeszonych Dąbrowiaków w Chicago. – Pomysł od razu został kupiony przez wszystkich, do których zwróciliśmy się z prośbą o pomoc.

Właściwie nie trzeba było nikogo prosić. Najpierw dołączyli Ania i Staszek Kęcki, Dorota i Adam Czerwony, Robert Lichorobiec i Jurek Wątroba. Dziś jest to już ponad dwudziestoosobowa grupa, która działa jak dobra, precyzyjnie zaprogramowana maszyna.

Przygotowania

Przygotowywanie kolejnej imprezy zaczyna się właściwie nazajutrz po zakończeniu poprzedniej. W trakcie liczenia pieniędzy powstaje lista tych, którym należą się słowa podziękowania. Są na tej liście sponsorzy i donatorzy, dzięki którym udaje się nie tylko zorganizować zabawę, ale też uzyskać z niej taki dochód, jak w latach minionych. Są tacy, którzy nigdy nie zawiedli, zaliczają się do nich: Józef Wieczorek („Polmart”), Państwo Kurowscy, Walter Mulica – („Wallys Market”), Teresa i Józef Wójcik („Larmie Backery & Deli”, Państwo Wróblowie („Boniek`s Delikatesy”), Państwo Podgorscy („Ashland Sausage”), „Eugeniusz Sausage & Deli”, „Bodaks Video”, Marzena i Tadeusz Kęcki („Teds Auto Line”), Elzbieta i Wojciech Melion (Kwiaciarnia „Krystyna”), Edward Góralski („Western Roofing & Construction”), „Atlantic Jewlery” , „Dark Side”, „Hair Studio Ds Corner”, Bartek Burak („One Way”).

 

W gronie sponsorów są też sami organizatorzy. Mówią, że dziękować im nie trzeba, ale wymienić przecież nie zaszkodzi: Ewa i Sławomir Miodowski („Smart Roofing”), Anna i Andrzej Burak („Andrzej Grill”), Bożena i Paweł Kusior, Maria i Eugeniusz Moryl, Marta i Władysław Jachym, Zofia i Jeff Manor, Danuta i Jerzy Sitko, Magdalena Nowak, Malwina Nowak, Angelika i Wojtek Zdanowski, Zofia Bolek, Marta, Andrzej Róg.

Potem trzeba zamówić salę na następny rok. Trzeba to zrobić jak najszybciej, zanim ustalony termin zajmie ktoś inny. Dąbrowianie już się chyba przyzwyczaili do miejsca, którego użycza ksiądz Antoni Dziorek, przy kościele św. Stanisława. Kilka tygodni przed imprezą organizatorzy muszą się spotkać i podzielić pracę. Trzeba znów pójść do przyjaciół i poprosić o wsparcie.

– Nie każdy umie to robić. – mówi Marta Róg. – Niektórzy mają takie odczucie, że to jest żebranie, wstydzą się. Ja się nie wstydzę, bo wiem, że nie robię tego dla siebie, tylko dla kogoś, kto tego naprawdę potrzebuje. Poza tym ludzie, którzy mają tutaj duże biznesy, naprawdę chcą pomagać.

Efekt jest taki, że np. w tym roku właściwie wszystko, co niezbędne do zorganizowania dobrej zabawy (orkiestra, posiłki, napoje), ufundowali sponsorzy. Dzień przed imprezą kilkadziesiąt osób przychodzi na salę, którą trzeba przygotować do zabawy. Tym razem chętnych było tak dużo, że w ciągu godziny wszystko było gotowe. Posiłki dla ponad trzystu osób przygotowuje Andrzej Burak. Całą robotę – a jest jej mnóstwo, bo w trakcie imprezy są i gorące dania – wykonuje oczywiście za darmo.

Zabawa

Każda zabawa obfituje w zdarzenia, które potem stają się tematami rozmów i anegdot a ich bohaterowie przechodzą do historii. W tym roku uczynił to z pewnością Ryszard Soja. Jest taki zwyczaj, że organizatorzy tego rodzaju imprez kupują kwiaty po parę centów albo dostają je za darmo od sponsorów, zaś sprzedają uczestnikom zabawy po dolarze za sztukę. Ryszard Soja rzucił swojej żonie do stóp 500 goździków, zasilając kasę organizatorów o taką samą ilość dolarów i budząc w ten sposób powszechne uznanie.

Gdzieś około północy na scenie pojawiła się Danuta Kowalik. Jej syn, Kuba, był pierwszym Polakiem, który zginął w wojnie irackiej. (Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia reportażu o Kubie, zrealizowanym dla TVP w 2003 roku). I stała się rzecz niezwykła: mimo, że wielu z nas miało już nieźle „w czubie” i wszędzie panoszyła się trudna do opanowania wesołość – nagle nastała cisza. Przez minutę nikt nie wypowiedział ani jednego słowa. Wszyscy, bez wyjątku, oddali hołd poległemu dąbrowianinowi i matce, która… przekazała organizatorom pieniądze, pochodzące z funduszu swojego nieżyjącego dziecka z przeznaczeniem na książeczki mieszkaniowe dla dwóch najstarszych wychowanków dąbrowskiego Domu Dziecka. Ten gest z pewnością pozostanie w pamięci uczestników czwartej „Zabawy dąbrowiaków”.

Do grona donatorów dołączyli także: Genowefa i Bill Backer, Marie Cleanig Services , Jacek i Mariola Korzec, Tomasz Lamek , Danuta Soja, Marian Korzec, Jacek Dudajek, Jerzy Wątroba, Robert Lichorobiec, Anna i Stanislaw Kęcki, Dorota i Adam Czerwony.

Liczenie pieniędzy

Ta część imprezy, choć nie tak huczna, jak sama zabawa, należy do najbardziej ekscytujących. Dotychczas organizatorzy starali się mnożyć pieniądze, teraz pora na pozostałe działania: dodawanie, odejmowanie i dzielenie. Kilkanaście osób kilka godzin spędza na przeliczaniu banknotów i sumowaniu kosztów. Tym razem ostateczny bilans okazuje się bardzo korzystny. Zysk przekroczył kwotę 10 tysięcy dolarów.

Teraz trzeba pieniądze podzielić. Wiadomo, że połowa trafi na konta wychowanków dąbrowskiego Domu Dziecka.

Na początku myśleliśmy właściwie tylko o nich. – wspomina początki Marta Róg. – Od nich się wszystko zaczęło. Potem ktoś nam zwrócił uwagę na działalność Stowarzyszenia „Pomocna dłoń”. Mniejsza o samo stowarzyszenie, ważne, że ma kontakt z ludźmi bardzo potrzebującymi wsparcia.

W ubiegłym roku Polonusi w znaczący sposób przyczynili się do powstania Warsztatów Terapii Zajęciowej. Do remontu budynku przy stacji kolejowej dołożyli prawie 20 tysięcy złotych. Była to jednak sytuacja wyjątkowa, teraz postanowili skoncentrować się na konkretnych osobach.

– Każdy z nas chce mieć pewność, że pieniądze docierają bezpośrednio do potrzebujących. – mówi Sławek Miodowski. – To nie powinny być instytucje, im pomagać powinno państwo, samorząd albo instytucje pozarządowe. Oczywiście możemy zawsze robić jakieś wyjątki, ale generalnie nasza pomoc musi mieć konkretnego adresata – twarz, imię i nazwisko.

Wszyscy są zgodni, że taki sposób dzielenia pomocy powinien stać się regułą. Wyjątkiem, który ją tylko potwierdził, było postanowienie o przekazaniu dąbrowskiemu hospicjum aparatury i opatrunków, łagodzących cierpienia umierających pacjentów.

Przekazanie pieniędzy

Co roku z pieniędzmi do Polski przyjeżdża ktoś inny. Tym razem Marta Róg. Pierwsze kroki kieruje do Domu Dziecka. Dyrektor Barbara Mikosz sporządza listę wychowanków, którzy najszybciej opuszczą placówkę i rozpoczną samodzielne życie. Niektórym trzeba założyć książeczki oszczędnościowe, innym wpłacić pieniądze na już istniejące. Następnego dnia na konta dziewięciu dziewcząt trafiają całkiem przyzwoite sumy. Opłacone zostają także trwające i zaplanowane kursy prawa jazdy wraz z egzaminami, sfinansowane zakupy aparatów ortodontycznych, itp.

Potem wizyta w hospicjum. Dyrektor placówki, Urszula Mróz sporządza listę potrzeb sprzętowych placówki i wskazuje miejsca, gdzie można to wszystko kupić. Mimo, że np. ssaki, odsysające ślinę z ust nieprzytomnych pacjentów są bardzo drogie, w Tarnowie można je czasem kupić bez specjalnego zamawiania. I to jest właśnie taki czas. W efekcie następnego dnia sprawa jest definitywnie zakończona.

Pozostaje jeszcze wizyta u podopiecznych Stowarzyszenia „Pomocna dłoń „, którego zarząd wskazuje 6 rodzin, zmagających się z chorobami niepełnosprawnych dzieci. Jeszcze tego samego dnia większość matek pojawia się w budynku Warsztatów Terapii Zajęciowej, by osobiście odebrać pieniądze. Jedna z nich jest tak zaskoczona wysokością kwoty, że przekazuje część pieniędzy dwóm matkom, które dostały mniej. Mimo, że jej potrzeby są wielokrotnie większe. leczenie dzieci bardziej skomplikowane, jakoś nie może sobie poradzić z myślą, że została potraktowana lepiej od innych. Łzy same napłynęły do oczu każdemu, kto był świadkiem tej sceny.

I to już wszystko. Zabawa niby skończona, ale przecież ciągle trwa. Trzeba przecież podziękować sponsorom, zamówić salę na następny rok, itd… I oby tak jak najdłużej.

Paweł Sroka


Skomentuj (komentując akceptujesz regulamin)