Dzisiaj:
Piątek, 19 kwietnia 2024 roku
Adolfa, Leona, Tymona, Włodzimierza

Wenus z kraju tulipanów

8 lutego 2012 | Brak komentarzy

Było to 42 lata temu. W styczniu 1970 roku piosenka Venus mało znanej w Ameryce holenderskiej grupy Shocking Blue weszła na listę bestsellerów singlowych magazynu Billboard. 7 lutego uplasowała się na szczycie tego zestawienia. Dziś zatem o piosence oraz to i owo o kapeli.

W historii holenderskiego rocka tylko kilka grup zdobyło międzynarodową sławę. Jeśli sięgnąć do lat 60. i 70. to można by wymienić Ekseption, Golden Earring, popularny zwłaszcza u nas Livin’ Blues i właśnie Shocking Blue – formację nazywaną, mimo że to określenie jest dlań nieco krzywdzące, grupą jednego przeboju. Jednak po kolei.

Kwartet Shocking Blue powstał w 1967 roku. Założył go 21-letni wówczas gitarzysta Robbie van Leeuwen. Pierwszy mały krążek zespołu z utworem „Love is in The Air” został wydany przez Polydor jeszcze tego samego roku. Przeszedł bez echa. Jednak drugi singel „Lucy Brown is Back in Town” stał się już umiarkowanym przebojem. W obu przypadkach wokalistą był Fred de Wilde. W roku 1968 Freda, który dostał powołanie do wojska, zastąpiła Mariska Veres i to właśnie z nią zespół ruszył na podbój list przebojów.

Veres, licząca wtedy 20 wiosen, dysponowała nie tylko charakterystycznym głosem, ale również intrygującą urodą. Ojcem urodzonej w Hadze wokalistki był węgierski skrzypek romskiego pochodzenia Lajos Veres. Matka, choć urodzona w Niemczech, miała francuskich i rosyjskich rodziców. Nic zatem dziwnego, że w pannie Veres nie można było doszukać się niderlandzkich rysów.

Mariska rozpoczęła karierę piosenkarki jako szesnastolatka w zespole gitarowym Les Mysteres. Potem w jej muzycznym życiu pojawiło się sporo innych formacji, w których oczywiście śpiewała, w jednej z nich – Motowns grała także na organach. Po rozpadzie w 1974 roku Shocking Blue, artystka nagrała kilka singli, m.in. „Take Me High” (1975) i „Lovin’ You” (1976), które cieszyły się popularnością w Holandii, Belgii oraz w Niemczech. Potem dołączyła do jazzowego zespołu The Shocking Jazz Quintet. Po latach wróciła do zreaktywowanego Shocking Blue. W 2003 roku nagrała album z Andrei Serbanem. Niestety, w grudniu 2006 roku zmarła na chorobę nowotworową.

Shocking Blue, od początku kojarzony z postacią Mariski, nagrał – wliczając w to kompilacje i krążek zarejestrowany na żywo – 12 albumów. Wydał aż 25 singli, niestety żaden z nich nie dorównał popularnością „Venus”. Kolejne po „Venus” małe krążki, takie jak „Mighty Joe” (z intro mocno przypominającym „The Price Of Love” duetu Everly Brothers) oraz „Never Marry a Railroad Man” – sprzedały się, co prawda, w ilości przekraczającej milion egzemplarzy, ale nie zawojowały w jakiś oszałamiający sposób list przebojów.

Następne single „Hello Darkness” (1970), „Shocking You”, „Blossom Lady”, „Out of Sight, Out of Mind” (1971), „Inkpot”, „Rock in the Sea”, „Eve and the Apple” (1972) oraz „Oh Lord” (1973), choć były kupowane w Europie, Ameryce Łacińskiej i Azji, nigdy nie zaistniały ani w zestawieniach brytyjskich, ani tym bardziej na listach w Stanach Zjednoczonych. A propos jednak Stanów. W 1988 roku debiutujący wtedy zespół Nirvana sięgnął po kompozycję „Love Buzz”. Utwór ten, w swojej oryginalnej wersji znalazł się na drugiej długogrającej płycie Shocking Blue – „At Home”.

Wracam jeszcze do przeboju „Venus”. Jego kompozytorem i producentem był gitarzysta zespołu Robbie van Leeuwen. Piosenka została oparta na utworze Oh! Susanna zespołu The Big Three z 1963 roku, a Mariska Veres śpiewała: „Bogini na szczycie góry / Płonąca jak srebrny płomień / Ideał piękna w miłości / Wenus jej imieniem / Ona to ma, Kochanie, ona to ma. Tu następował refren: Cóż, jestem twoją Venus, jestem płomieniem twego pragnienia”. Potem druga zwrotka: „Jej bronią były oczy kryształowe / Każdy mężczyzna tracił dlań głowę / Czarna jak noc była / I miała to, co czego nikt nie miał”. Tyle, to wystarczyło, choć oczywiście nie tekst stanowił o uroku piosenki. W świecie sprzedano blisko 14 milionów płyt z „Venus”. Hit stał się numerem jeden nie tylko w Ameryce. W latach 1969 –1970 dotarł na szczyt zestawień we Włoszech, w Belgii, Francji i Hiszpanii. W Niemczech i Japonii uplasował się na pozycji drugiej. Co więcej, we wrześniu 1986 roku ponownie wskoczył na szczyt amerykańskiego zestawienia, tym razem jako cover w wykonaniu zespołu Bananarama. Trzeba przy tym dodać, że to wcale nie częsty przypadek w historii, że zarówno wersja oryginalna, jak i coverowa znalazły się na szczycie amerykańskiego zestawienia. Dlaczego tak było w tym przypadku? Odpowiedź jest prosta: dlatego, że to naprawdę świetna piosenka.

Krzysztof Borowiec


Skomentuj (komentując akceptujesz regulamin)